Nie sterylizuję na talony
Gabinet, w którym są zabiegi, przegrał przetarg w tym roku (jedyne kryterium - cena, czyli 44 zł, a pan doktor proponował kilka (!) zł więcej).
Z wieści ważnych:jeden złapany dziś kotek jest kocurkiem. I
miał dzieciak szczęście, bo charczenie podczas jedzenia, które brałam za objaw kataru, okazało się charczeniem z innego powodu. Guz w przełyku, który właśnie jest usuwany.
Dziękuję Ewie i Opiekunom Wszystkich Małych Zwierzątek. To, że ryczę jak bóbr, jest chyba oczywiste.
Zeszłej zimy złapałam Żabota - kotkę pingwinkę. Złapałam ją gołymi rękami do transportera, bo było strasznie zimno, a ona była słaba i fatalnie oddychała. Oprócz zapalenia górnych dróg oddechowych, miała cystę na jajniku prawie wielkości piłki do ping ponga (widziałam tę cystę, już obkurczoną, bo chłodną, wyjętą z kotki). Żabocina znalazła potem dom.
L., której opowiedziałam - w ramach opowieści o konieczności sterylizacji - o cyście, w ogóle nie przyjęła tego do wiadomości. Co jest o tyle dziwne, że hasło "cysta na jajniku" powinno coś mówić każdej kobiecie, po prostu.
duża
Jakby ktoś myślał, że te przygody uniemożliwiły dużej zawiezienie mnie do gabinetu na kroplówkę, to się myli. Właśnie wróciłam.
Florka