» Sob gru 22, 2007 19:34
Stojąca na rynku gromada dzieci najwyraźniej czekała na małego człowieczka , bo od razu pobiegły w jego stronę.
- I co ? I co ? – wołały jedno przez drugie.
- To jest Zapomniane Imię, nie Zagubione – rzekł Kleofas – i odnaleźć może je tylko ten, kto je zapomniał…
Rudolfina sięgnęła do kieszeni kurtki i podała Kleofasowi bardzo mocno zmięty papier.
Mały człowieczek przeczytał wszystko bardzo dokładnie i zasępił się.
- To jest chyba ważniejsze niż jakieś tam imię – powiedział Serek.
- To na pewno jest o nas – dodał Dominik.
- Imię jak imię – powiedział Jacek – zawsze można sobie wymyślić nicka…
Kleofas Wieczysty wyjął z kieszeni garść łuskanego słonecznika i spojrzał w niebo.
- Zdaje się, że mam rozwiązanie – powiedział i poszedł w stronę parku.
Brnąc w śniegu gadał do drzew i skaczących po oparciach ławek wron. Kierował się w stronę domu Babci Tekli, wietrząc makagigi Bajanny i prawie, że czując ciepło, bijące od piec.
- Sami goście – fuknęła Miaulina spoglądając w okno. – Idzie tutaj ten…strzygoń.
Babcia Tekla wyjrzała przez szparę w firance.
- Domowy, Miaulino, Domowy – powiedziała Babcia Tekla. – Toś ty strzygonia nie widziała…
- A ty ? – odcięła się Miaulina.
- Widziałam nie widziałam, dyskutować nie będziemy – orzekła Babcia Tekla idąc do drzwi.
Kleofas pieszczotliwie pogładził klamkę i wszedł do sieni.
Wchodząc do kuchni pociągnął zwisający z góry ogon, a kiedy odpowiedziała mu cisza powiedział :
- Chyba zepsuł się dzwonek.
Miaulina zachichotała, a mały człowieczek podrapał ją za uchem. Od dotyku jego ręki zrobiło się jej ciepło i błogo, tak jak dawno temu, gdy spała z nosem wtulonym w futro swojej matki.
- Dzwonek trochę zaspał – powiedziała ocierając się o wyciągniętą dłoń.
- A już myślałem, że mnie nie lubisz – powiedział Kleofas, a Miaulina przykryła ze wstydem nos łapą.
- No i co was tu sprowadza ?- zapytała Babcia Tekla nalewając mleka do garnuszka.
Mały człowieczek wypił mleko i otarł usta wierzchem rękawiczki.
- Rękawiczki zdjąć może, niech czuje się jak u siebie w domu – powiedziała Babcia Tekla i ugryzła się w język, ale było już za późno…
- Zaproszenie zapamiętam – uśmiechnął się Kleofas – i chętnie skorzystam, gdy nadejdzie czas.
Miaulina jęknęła cichutko i wzniosła oczy do sufitu.
- Ale z czym innym przychodzę – powiedział mały człowieczek podając Babci Tekli pomiętą kartkę papieru.
Babci Tekla złożyła okulary i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Nie do wiary…- szepnęła. – biedne, biedne dzieci…
Spojrzała na Kleofasa i oddała mu list.
- Co robić ? – zapytała.
Mały człowieczek zatarł porośnięte rudawym futrem dłonie.
A potem pochylił się do ucha Babci Tekli i zaczął w nie coś szeptać.
- Tak, tak – powiedział babcia Tekla uważnie wysłuchawszy wszystkiego, co miał do powiedzenia. – Ale czy się uda ? Panną na wydaniu nie jest, krowy nie ma, włosy krótkie nosi…
Kleofas Wieczysty poruszył szpiczastym uchem.
- W tym przypadku tradycja nie pomoże…Negocjacje, moja droga, negocjacje – powiedział i zniknął.
Mulina prychnęła z oburzeniem.
– Strzygoń i negocjacje, zupełny upadek - powiedziała i nastroszył futro. – I na dodatek ściągnęłaś go nam na głowę.
- Oj, tak mi się powiedziało – odparła Babcia Tekla. – Skąd mogłam wiedzieć, że…
- Wiedzieć nie wiedzieć – prychnęła Miaulina. – Będzie mnie ciągnął za ogon, no i mleko…
- To ja codziennie chodzę po mleko – zauważyła Babcia Tekla – więc o to nie musisz się martwić.
…Pani wychowawczyni po raz kolejny przetrząsnęła szufladkę nocnego stolika , a potem wytrzepała na łóżko zawartość torebki, ale listu niegdzie nie było. Znikł, przepadł, jak przysłowiowy kamień w wodę.
Przez chwilę wydawało się jej, że zostawiła list na stole, ale gdyby tak było leżałby tam do tej chwili.
Nie było go również w jadalni, ani w kieszeni płaszcza.
Za to przed hotelem czekał Jerzy i z miną konspirator ukrywał coś za plecami.
- Proszę się szybko ubrać i wyjść, bo pan Jerzy na kość zamarznie – rzekł Kleofas Wieczysty wyrastając u boku pani wychowawczyni.
- Coś mi zginęło – powiedziała pani wychowawczyni. – Coś bardzo ważnego.
- Dziecko drogie – mały człowieczek podał jej rękawiczki i czapkę – za chwilę możesz zgubić coś znacznie ważniejszego, niż list.
- Skąd…- zaczęła pani wychowawczyni i urwała, bo spojrzenie brązowych oczu przewierciło ją na wylot.
- Zgadywałem – powiedział Kleofas i delikatnie wypchnął ją na korytarz.
Widząc drobną, opatuloną ciepłym szalikiem postać Jerzy poczuł się wysoki, silny i młody, a
witając się przytrzymał jej rękę trochę dłużej niż by wypadało.
A kiedy ponownie ubrała rękawiczkę podał jej bladą zimową różę.
- Nie wiem tylko, komu ją daję – powiedział. – Czy tej pani, która ma na imię Boonasieprzezywa, czy tej która nosi imię Zgubiłemskarpetkę, czy….?
Jerzy zawiesił głos i spojrzał pytająco w niebieskie oczy.
Pani wychowawczyni roześmiała się.
- Mam na imię Beata – odparła – ale przyznam się, że kiedy zobaczyłam list długo nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo był adresowany…tak długo nikt nie mówił do mnie po imieniu, że zapomniałam.
- A rodzina ? – zapytał Jerzy i z wyrazu jej twarzy poznał, że popełnił błąd.
- Wychowałam się w tamtej kamienicy – odparła Beata – więc poniekąd i ja tracę dom…
- Nie rozumiem – powiedział Jerzy.
Beata spojrzała w stronę cukierni, skąd chyłkiem wymknął się burmistrz.
- Zaraz ci to wytłumaczę – powiedziała.
Jerzy popchnął witrażykowe drzwi kawiarni i prawie zderzył się z wychodzącym z niej Kleofasem.
- Stoliczek pod ścianą – szepnął konfidencjonalnie mały człowieczek i zniknął.
Jerzy rozejrzał się dokoła. Wskazany przez Kleofasa stolik od razu rzucił mu się w oczy – nakryty białą koronkową serwetą, na której stał wysmukły szklany wazon.
- No proszę – powiedziała Beata – jest miejsce nawet dla mojej róży.
Wstawiła kwiat do wody i usiadła naprzeciw Jerzego.
- Ta kamienica była moim domem od dnia moich narodzin – powiedziała. – nie wiem, kim byli moi rodzice. I nie wiem, kto nadal mi moje imię. Ponoć ówczesna kierowniczka miała w zwyczaju wypisywać na kartkach imiona i losować je…Wylosowała „Beatę” .
- Bardzo piękne imię – Kleofas Wieczysty zmaterializował się na trzecim, wolnym krześle.
- Wybaczcie, moi drodzy, po prostu nie mogłem darować sobie tej opowieści…- dodał nie zwracając najmniejszej uwagi na wściekłe spojrzenie jakie rzucił mu Jerzy. – Więc zamieniam się w słuch…
Beata uśmiechnęła się do Jerzego.
- „ Beata” wydało się jej imieniem zupełnie niestosownym dla kogoś, kto nie ma ani matki, ani ojca, więc…postanowiła losować jeszcze raz. Jakie ogromne było jej zdziwienie, gdy i tym razem na kartce napisane było „ Beata”…Zmięła kartkę i wrzuciła ją do kosza…i wyciągnęła kolejną…Tak próbowała dziesięć razy… za jedenastym zaczęła podejrzewać, że ktoś zrobił jej dowcip, ale przecież pudełko z karteczkami cały czas zamknięte było w pancernej kasie…Zaciekawiona rozwinęła pozostałe kartki – nie znalazła ani jednej „Beaty”, zwinęła je ponownie i wrzuciła do pudełka, ale kiedy tylko spróbowała losować po raz kolejny…
- …na kartce, czarno na białym widniało BEATA… - dokończył mały człowieczek. – Tak, niesamowita historia…i albo szczęście jest pani przeznaczeniem, albo wdały się jakieś tajemnicze moce…Tak czy siak ma pani obowiązek bycia szczęśliwą.
Kleofas Wieczysty wstał i ukłonił się głęboko.
- Więc życzę państwu szczęścia – rzekł i wyszedł z kawiarni.
- Nie wiem, czy to szczęście nie jest trochę spóźnione – powiedziała cicho Beata, ale Jerzy uśmiechnął się promiennie.
- Myślę, że jest takie jak zimowe róże. Trochę blade, trochę anemiczne…ale zawsze to szczęście.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!