Wszystkie prawie w porząsiu. Tylko Pinia ma chore oczka, ale się leczymy.
Mama Rabatka jutro idzie do weta. Najwyższy czas. Zaczęła się chować przed dzieciakami, od czasu do czasu jeszcze ją dopadną, ale wyraźnie nie chce ich już karmić. Na mnie też się bardziej złości, nie pozwala się dotykać.
Iglaki, gdy dostaną coś dobrego do jedzenia, warczą jak tygrysy i nie pozwalają się dotknąć, palec by odgryzły.
Jodełka jest najodważniejsza i najbardziej ciekawska. Pierwsza zaczęła mruczeć i wcale się mnie nie boi.
Sosenka to strachulec, wciska się w podłoże i trzęsie jak osika. Ale bardzo lubi drapanie pod bródką i dziś też zaprezentowała mruczanko.
Pinia mnie nie lubi, przez te oczka.
O Kwiatki nikt nie pyta
