Myszka, no... Najlepiej kurierem GLSu
Dziękuję za pamieć
Kurier był, nawet - jak się okazało - ten sam co zawsze
Na maila nie odpisali, więc rano spisałam szybko numer do filii w Czeladzi z zamiarem wydarcia ryja w godzinach nieco późniejszych. Zadzwoniłam, pani nawet podała mi numer telefonu kuriera, żeby z nim obgadać, co i jak. Zadzwoniłam, ale okazało się, że to nie ten gościu

D głosu doszedł, jak już wsio wyrzuciłam z siebie, wiec... no cóż... Będzie miał na zaś. Dobił mnie hasłem, że skoro dwa razy przesyłkę awizowano, marne szanse, by ktoś jeszcze ruszał ją z magazynu

w domyśle: weź, babo, siedzenie w troki i jazda po paki! Na szczęście dał mi telefon do kumpla z mojego rewiru.
Dzwonię więc i ... w skrócie. Kurier jest ten sam co zawsze. Paczka jedna megauszkodzona, luźny żwir leży im na magazynie

i on musi koniecznie mieć mnie, by sporządzić protokół czegoś tam

I że nie ma na paczkach mojego numeru, wiec nie umiał się skontaktować. I że paczkensy ma ze sobą i za 7 minut może być u mnie.
No spoko, tylko że w robocie jestem, jakby... Ale że nie dam rady być w domu w godzinach, w jakich przelatuje on przez moją wieś, a ni dziś, ani jutro, ani nigdy, dobra: przyjeżdżaj, rozładuj. Podpisałam, co podpisać miałam, łebki mi paczki pod kanciapę woźnych zaniosły, wymieniliśmy się komórkami, numerami ... znaczy

Nadal nie wiem, gdzie kurna on te wirtualne awiza zostawił (bo jakby zostawił, to bym sama oddzwoniła

), ale to go zgarnę następnym razem.
Powiem tak: trzy trzydziestokilowe paczki (no, ta jedna lżejsza o brakujący żwir, ale wygladająca poważnie) robia wrażenie. Jak woźne sie dowiedziały, że to żwirek dla kota, to pytały, czy roczny zapas. Nie zaprzeczyłam

Co im bede gadać, że mi to w półtora miecha pewnie pójdzie

Dobrze, że brachol mógł podskoczyć i to zgarnął. Inaczej chyba bym taxi wzywała
W każdym razie zemsta w postaci zakupu 6 worów żwiru, puszek i suchej karmy , co razem da sporo ponad 100 kg, odroczona. A co, ma się gest!
