Z Meonikiem niedobrze. Ja już nie pamiętam kolejności, bo zbiegło się to ze śmiercią Cioci. Na zdjęciu brzuszka zahaczyliśmy o płuca i wetka nie była pewna, czy to nie płyn. Meo dostał steryd i Furosemid na ściągnięcie płynu. Drugie zdjęcie płuc się zepsuło, bo w lecznicy siadł prąd. Zrobione RTG brzuszka pokazało okropnie rozdętą okrężnicę. Kupka wcale nie duża, ale mimo parafiny - brak. Zgazowanie jelit i okrężnicy było niebezpieczne - zrobiliśmy lewatywę. Kupy nie było, ale trochę odgazował. Podczas lewatywy Meo miał kłopoty z sercem - podawaliśmy tlen. Kłopoty z jedzeniem i piciem powiększały się. Wczoraj wieczorem był kardiolog. EKG wyszło źle, mamy jechać na echo serca (w środę). Na razie dostał leki, bo przy zwykłym badaniu Meo robi się siny. W środę wetka (chirurg) znalazła u Meonika zmianę nowotworową wielkości pestki wiśni w pysiu, po prawej stronie na dole, za trzonowcami. A w ogóle plazmocytarne zapalenie na łukach, rany i afty tam, gdzie łączą się szczęki. Meo nie może pić - to było właśnie to "tuptanie" i denerwowanie się przy piciu 2 tygodnie temu. Teraz przychodzi do kuchni, puszczam mu wodę z kranu, wstawiam go na zlewozmywak i tak próbuje pić. Okrężnica jest do operacji, są pogrubione ściany (to jest widać na ponownie zrobionym zdjęciu), jest rozdęta i już taka raczej zostanie. Ale nikt Meonikowi nie zrobi operacji, bo jej nie przeżyje. I musi tak zostać, muszę pilnować wypróżnień. Wczoraj kardiolog pozwolił na podawanie Gaspridu, ale dziś była kupka, więc na razie dam mu spokój.
Hugo - wczoraj rano znalazłam go leżącego na boczku obok ubikacji. Nie wiem, bo Lizak był wypuszczony z pokoju - może się "złapali" (Hugo się nim strasznie denerwuje)? Podniosłam - zawył. I pojawił się odruch wymiotny, choć samego pawia nie było. Odczekałam do godz. 11, obserwowałam (odruch wymiotny co jakiś czas - utrzymywał się) i pognałam do weta. Brzuszek miękki, gardło czyste. Dostał Cerenię p/wymiotną, p/gorączkowy (miał 40 st.). Ale dziś Hugcio rano miał uchylone pysio. Domknęłam i znowu to samo. Mama już wróciła wczoraj ze szpitala i spał z nią - ale zachowywał się inaczej - nie tulił się, spał wyprostowany. Przed godz. 8 pognałam do weta z Hugciem. Gardło czyste, znowu gorączka. Ale przy macaniu "puszka gardła" bolesna. Może jakiś ropień? Dostał silny antybiotyk i inny p/gorączkowy, mam go obserwować. Jeść oczywiście nie chce.
Rozmawiałam jeszcze dziś z wetką na temat Meonika - powiedziała to samo, co kardiolog - że Meo miał bardzo obrzęknięte całe pysio, sinieje przy badaniu i na dobrą sprawę trzeba by go znieczulić, żeby to wszystko obejrzeć, bo jest zaśliniony. W środę była tylko ta zmiana po prawej stronie, wczoraj już w całym pysiu. Wzięłam ze sobą dziś Lincospectin dla Meosia (tak mówiła przez telefon dr Małgosia - niestety wyjechała poza Warszawę). Już podałam. Dr Małgosia zmieni steryd, ale na razie musimy opanować bieżącą sytuację.
Nie wiem, czy to nie spadek odporności u obydwu kotów poprzez wprowadzenie tymczasa do domu, bo czasowo przynajmniej wszystko się zgadza.
Pamięć operacyjna mi się blokuje, ja nie wiem, co mam robić. Ja już naprawdę nie wyrabiam

. To za dużo na jedną głowę. Przepłakałam całą środę i czwartek, już mi łez brakuje. Staram się spinać cały czas, mieć umysł na wysokich obrotach.
Ja nie chcę, żeby mi którys umarł, ja tego nie przezyję....