
Czasowo pustą warszawską chałupę (Colin na wakacjach) zasilił nasz najnowszy lokator .... właśnie, on jeszcze nie ma imienia. Coś wymyślimy

Krótko o koledze: pojawił się na podwórku jakieś trzy-cztery tygodnie temu. Trzymał się z daleka on innych podwórkowych kotów, które tworzą zgrane stado. Garnął się do ludzi, miał nawet sporą rzeszę dokarmiających. Zawsze jak wieczorami przyjeżdżałem pojawiał się znikąd (najczęściej siedział pod samochodami) i odstawialiśmy wieczorny seans miziania, był już najedzony i tylko ręki do głaskania było potrzeba. Pakował się na kolana, wywalał brzuch. Wywiad wśród karmicielek i sąsiadów ustalił że kocurek został wyrzucony z któregoś z okolicznych bloków. No i jak takiego miziaka trzymać na dworze. Na razie miał szczęście, ale garnąc się do ludzi zawsze ryzyko było że trafi na "niemiłośnika" kotów

Na razie założenie jest takie że kocio tymczasuje u mnie i będziemy szukać mu domku.