Hycel w domu
czyli noz w plecy Rysia,
czyli malenki koszmar w jednym odcinku
Rysio dotychczas nie wypuszczal sie zbyt daleko na spacery po korytarzu, w przeciwienstwie do Brucka i Hrupki. Stanie na wycieraczce przednimi lapkami najczesciej w zupelnosci naszego dzielnego Rysia zadowalalo, gdyz reszta spaceru opierala sie na jego bujnej wyobrazni

.
Wczoraj Rysio nieoczekiwanie dla siebie pokonal demona niesmialosci i ruszyl zdecydowanym krokiem na korytarz z mina: teraz to ja swiat zdobywam

. Brucek i Hrupka wrocili znudzeni do mieszkania, a moj maz uradowany postepami Rysia, postanowil odciagnac mnie od komputera na korytarz, gdzie zostawil spacerujacego Rysia-Misia. Zostawil go moze na 2 minuty

.
Wyszlismy, Piotr machal dumnie reka i powiedzial patrz....spojrzalam, ale korytarz byl pusty. Piotr na to: pewnie wrocil do mieszkania. Jednak w mieszkaniu Rysia nie bylo

.
Wycharczalam z piana na twarzy, ze jak zaraz moj Rysiek nie zostanie odnaleziony to - nie tylko ja padne trupem i wypadlismy z mieszkania. Piotr na dol, ja na gore, zeby przetrzasac pietra. Cisze nocna (bylo po 22) przerwal rozpaczliwy wrzask Ryska, z pietra ponizej, a brzmial on: mamooooo, mamooooooo raaaaaaaatuj!!!!! Rany, morduja mi kota

....Prawie lamiac nogi, popedzilam na dol, zeby zobaczyc ja Piotr taszczy wyrywajacego sie i placzacego Rysia. Na szczescie ucichl w moich ramionach (Rysio nie maz

). Zal bylo patrzec jak dyszy i wali mu serduszko

.
Szybko ewakuowalismy sie do mieszkania, zanim ktorys z sasiadow oskarzyl nas o dreczenie zwierzat

.
Z niewiadomych przyczyn Rysio (w ciagu 2 minut nieobecnosci Piotra) nieoczekiwanie zszedl pietro nizej i zaparkowal pod drzwami naszych sasiadow z pionu, uwazajac je za swoje mieszkanie. Kiedy schodzil po niego Piotr zgaslo swiatlo, wiec Rysio zobaczyl jak kroczy ku niemu ciemna postac

porywacza-hycla.
Tak sie wystraszyl Piotra, ze do konca wieczoru patrzyl na niego z wyrzutem i bez zaufania. Jasne bylo, ze to przez Piotra Rysio zszedl pietro nizej i na dodatek zostal przez niego poteznie wystraszony. Rysio i ja nie odzywalismy sie do niego, bo co bedziemy z hyclami gadac

, tylko tulilismy sie do siebie w ramach wzajemnego pocieszenia.
Niestety dzis rano Rysio znowu z zaciekawienie zerkal na drzwi i biorac pod uwage jego krotka pamiec w dziedzinie doswiadczen zyciowych mozna oznaczac dla nas jedynie...nowe przygody

.
Co do rozsadku mojego meza, dotychczas byl bez zarzutu, coz moge napisac teraz
....pierwszy raz zostawil koty bez nadzoru na korytarzu i ta krotka chwila wystarczyla, na przygode ktora na szczescie nie skonczyla sie gorzej.