Napiszę Wam jak to było, chociaż sama w to nei wierzę, nie przyjmuję do wiadomości, nie potrafię.
Wczoraj wszzystko bylo normalnie, dzisiaj nie chciał zjeść śniadania, tylko nie chciał, bez żadnych złych, niepokojących objawów. Wieczorem mielismy jechać do weta. Jakos około 11 rzygnął sobie. A po 12 leżał prawie beż zycia na podłodze. Na sygnale do weta, Druś we wstrząsie. Nie potrafię się teraz skupić, może kiedyś napiszę. Był reanimowany, wrócił do nas, ale później znowu zaczął odchodzić i kolejnna reanimacja nie pomogła, odszedł od nas.
Było zrobione wszystko co można było w takiej sytuacji zrobić, ale to wszystko okazało sie za mało. Miał krew w jamie brzusznej - zator, skrzep albo tętniak, może guz (jak powiedxiał wet z tych szybko rosnących, w kilka dni). nie chciałamm sekcji, co by mi to dało? Drusia nie ma, a ja w to nie wierzę, nie potrafię, 22 marca skończylby 7 lat, młody i zdrowy kot.
Nasze kocie serduszko.
Jutro o 12 pochowamy Go, będzie leżał z Rysią, z którą tak się bardzo kochali.
Mimo wszystko nie dociera to do mnie, zupelnie nie.
Nie potrafię sobie znaleźć mmiejsca, wybaczcie chaotyczną może wypowiedź, ale nie umiem sie pozbierać
Dzieki
