Dzięki za komplementy.

Właściwie to mnie się należą,

bo:
- w końcu to jak Kikę zrobiłam.

(jakkolwiek to można rozumieć),
- całą sobotę byłam na wolontariacie i robiłam za pannę garderobianą,
- bawiłam się w wizażystkę.
Efekt moich starań mnie zadowolił, choć praca była ciężka u podstaw.

Mimo wszystko Kika dzielnie znosiła moje zabiegi i nawet nie marudziła, czym wprawiła mnie w stan zaskoczenia.
Robcio wyglądał tak jak to sobie wyobrażałam, ale jak po nią przyjechał i zobaczyłam jak się prezentuje i tak byłam pod wrażeniem.

O młodości!!! Eh....
O kotkach teraz będzie. Noisik nadal wcina i jest pierwszy w kuchni i przy misce. Mam wrażenie, że lepiej wygląda i trochę przybrał na wadze. Nie izoluje się od innych kotów i ogólnie sprawia wrażenie, że czuje się o niebo lepiej.

Badanie kupy planuję pod koniec przyszłego tygodnia. Pewnie teraz nam wyjdą zarazy nieliczne.

Myślę, że pod koniec marca będziemy wolni od intruzów. Jej! Tyle miesięcy! Toż to ciążę można donosić!
Silence jakby zrobiła się bardziej towarzyska. Koty ją nie drażnią i nie bunkruje się u Kiki w pokoju. Często bawi się w ich obecności i jest jakby psychicznie spokojniejsza, i mniej płocha.
Astuś! O nim właściwie trudno napisać coś nowego, bo nikomu poza Miodkiem nie wchodzi w paradę.

Przychodzi jeść i się miziać i tyle odczuwalnej jego obecności w domu.
Miód nadal zalicza swoje wieczorne obloty.

Pierwszy jest przed wieczorną kupą w celu polepszenia perystaltyki jelit. Drugi po kupie, chyba z radości.

Przytulak się zrobił z niego niesamowity! Może swoją czułością zamęczyć ( nie myślałam, że to kiedyś napiszę!).

W dodatku nie rozumie grzecznej odmowy więc ugniata i wyślinia mnie, a kiedy moja odmowa dalszych pieszczot staje się mniej grzeczna, zmienia obiekt uczuć i wybiera Kikę. Jak ją wyślimta, a ja obeschnę, wraca.
Episia! To jest cudo nie kot. Jest przeurocza i cudownie subtelna. Jej czułości są delikatne i choć pieszczotki uwielbia, to nie domaga się ich na chama jak rudy kumpel. Gdy ma ochotę na mizianki wywala brzusio lub przychodzi, wyciąga łapeczkę i gładzi mnie po twarzy. Uwielbiam jak tak robi.
Kaszmirek mój piesunio w kocim wcieleniu. Krok w krok. Jest na każde zawołanie. Nie ważne, czy wołam po imieniu, czy mówię "mój szynek".

Niby niewiele widzi, ale uwielbia mi się przyglądać. Dosłownie wpatruje się we mnie. Czasem mam wrażenie, ze domaga się w ten sposób, bym i ja na niego patrzyła. Jak jestem oporna, to łapiną odwraca mą twarz w swoim kierunku. Ostatnio nosiłam rysę na nosie.

Bezpieczniej jest mu ulegać.
Wszystkie te moje kocie cuda są przeurocze, choć każde w swoim rodzaju. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ich nie mieć. Nawet trudno mi sobie przypomnieć, że kiedyś ich nie było.
Teraz wszystkie moje kotunie tną komara i chyba zaraz wezmę z nich przykład.