To prawda. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wygląda codzienna opieka Pani Jadzi nad Malwinką. To jest właściwie dyspozycyjność przez 24 godziny na dobę. Każda wizyta Malwinki w kuwecie jest obserwowana. Bo ataki biegunki Pani Jadzia nauczyła się już przewidywać nawet po zachowaniu kotki. Po tym, czy jest złośliwa dla innych kotów, czy zjada cała saszetkę, jak śpi. Trzeba jej bardzo pilnować, żeby pod żadnym pozorem nie zjadła nic, poza dietą weterynaryjną. Przy 6 kotach w domu to nie jest łatwe. Były już takie momenty, bardzo kryzysowe, kiedy wydawało się, że nadszedł koniec.
Ale jakoś udawało się znowu w miarę ustabilizować jej stan.
Powiem Wam szczerze, wcale nie jestem pewna, czy dałabym radę. To ogromny wysiłek fizyczny, ale też nieprawdopodobne parcie psychiczne. A Pani Jadzia po prostu opiekuje się nią, jakby to była absolutna codzienność i normalność.
Ale w zamian nagroda jest wielka. Mała, drobna koteczka, od półtora roku żyjąca właściwie bez trzustki, z wynikami, przy których normalnie nie byłoby się co zastanawiać. Ale Malwinka żyje, swobodnie chodzi, czasem biega, myje futerko, trzaska łapą inne koty, Jadzię też

Bo musicie wiedzieć, że ta kotka od początku pokazała, że ma charakter. Żadnych głasków, gdy ONA nie ma na to ochoty. Żadnych czułości. To Malwinka decyduje, kiedy się przytuli, kiedy śpi z Panią Jadzią na poduszce. I motorkuje, motorkuje...
Malwinka, której medycyna weterynaryjna odmówiła prawa do życia...