Fiońcia nie ma takich przygód jak Amelia poprostu.
Ale jej przeszłość jest tak samo dramatyczna: prawdopodobnie była kotem z hodowli ukradzionym i sprzedanym do pseudo.Nie wiem tego na pewno, wszelkie ślady zaginęły.
W pseudo mieszkała w klatce na zewnątrz domu , z kocurem rasy bri.Miała jako niestrylizowana kocica "się zakocić" ale nie dostała rujki.Kocur ją bił, miala pchły jak samoloty.Pan ją sprzedał za grosze jako bezwartościową.W tym klatkowym życiu Fiona głodowała- ona potrafi jeść tylko bardzo małe kawałaki, najlepiej podane do pysia.Fio jest śliczna , duża i grubawa:)O leczeniu grzybicy nie wspomne, wychudzona, zagrzybiona...
Spokojna acz bojowa i złośliwa.
A Kotkinsa kocha miłością wielką,zaborczą i ogromną.
Zazdrosna jest o inne koty miemożebnie.Ja ją też uwielbiam, jej zołzowaty chrakter mnie poprostu osłabia.Czasem mnie złości,że walnie łapką rozbawioną i niewinną Amkę.Ale jej wybaczam.Bo się przytula ,patrzy w oczy...
Kiedyś Fio czuła respekt przed Felixem.Ostatnio się to zmnieniło: przez jakiś czas wyrywała się do góry, do niego.Uznaliśmy w swojej naiwności,że się za nim stęskniła,że się będą bawić itp.
Jak tylko ją zaniosłam do mamy na górę Fio zrobiła się puchata w dwójnasób, ogromny spuszony pers.
Podbiegła do Felka, usiadła na tłustym zadku i dala mu regularne manto!!!
On się kulił, pomiałkiwał...aż ją zabrałam na dół, bardzo z siebie zadowloną.
Nie wiem co jest z tym Felkiem.To typowa kocia ofiara losu.
Rudzielec ma swoje "odpały"- ucieczki, podporządowywanie sobie domowników.Ale koty go leją-wszystkie i regularnie.
Ma szczęście,że ma moich rodziców.
Mama co prawda mówi,że to moj kot,ale jak mówię " no to daj mi go" - się oburza.
Nie , nie da:)
Na zatracenie,żeby go te głupie persy biły?Nigdy w życiu!!!Mama nigdy nie miala kota a z niego jest dumna i dba bardzo o Felka.
Podzial rol jest taki,że ja mowię co zrobić (badania, zakupy) a mama karnie to robi.
Felek niszczy jej czasem coś- dywan, fotel czy jedwabną bluzkę.Mama sprawia wrażenie ,że jej się to podoba,opowiada z dumą jakiego to ona ma niesfornego kotka!
Najzabawniejsze było to,że kiedy mama chorowała po upadku ze schodów miała stale rozlozoną kanapę w swoim pokoju.Felek skwapliwie sypiał pośrodku kołdry-poprostu mu się należalo.Mama mówiła z troską "chory kotek ", bo "lezy w łóżeczku".Fel uwielbiał "chorować" w pościeli.
Kiedy mama poczuła się lepiej, zaczęła skladać kanapę na dzień.
Felixa to zdruzgotało!
Chodził ze trzy dni po mieszkaniu, pomrukiwał groźnie (porykiwał jak mówi mama) .Mama zaczęła rozkładać spanie już późnym popołudniem dla koteczka.Zostało to przyjete jako fakt kotu należny.
Nie żeby Felek nie miał gdzie spać- ma
swój fotel (niegdyś fotel taty).Na tym fotelu nie wolno siadać nikomu poza mną.Inni są ofukiwani i oryczani jeśli tam siądą.
Kiedy tak leżał na mamy pościeli widząc kogoś (tatę!) na fotelu wstwała i
dawał do zrozumienia,że sobie nie zyczy...
Mama ma łóżko nieposłane póki co, tylko przykryte kocem z kotem na poduszce.
Cóż...