Jestem tak padnięta, że hej...
Dziękujemy Kochani za kciuki, i prosimy o nie cały czas, bo tego nigdy nie za wiele, a mają cudną moc!
Żyjemy w ciągłym napięciu....
Wczoraj też siedzieliśmy z Kacperkiem do drugiej w nocy...
O tej porze, kiciuś dostaje ostatnie papu...
A już o ok.6-tej jesteśmy na nogach, codziennie od czasu choroby.
Dziś od rana Kacperek się zachowywał nawet dosyć dobrze jak na jego stan, sam troszkę dziobał jedzonko.
A dostaje na przemian sosiki ze "śmierdziuszka", sosiki z gurmetka, dwa razy zlizał z łyżeczki serka homog. i malutkie kuleczki ze mielonej piersi z kurczaka z żółtkiem, takie jedzonko wchodzi, malutko, malutko ale łyka.
Nawet jesteśmy pozytywnie zaskoczeni, że on do południa miał taki apetyt

Więcej zjadł dziś niż wczoraj.
Mam tylko wyrzuty sumienia, że mu podaję to co on chce, a nie to co powinien, ale co tam.
Tutaj na forum są osoby bardzo doświadczone i wiedzą co mówią, a ja się do tego dostosowuję...
I dziękuję wszystkim za fachowe, sprawdzone rady...tego potrzebuję...
Z piciem troszkę gorzej, ale ze strzykaweczki pije...
I podobnie jak wczoraj tak i dzisiaj kocio było "bardziej aktywne" do południa, po południu znowu go "nie ma" kocurek więcej śpi.
O 14-tej był wet podał kroplówki i dwa zastrzyki w tą biedną dupinkę....
W ciągu dnia wychodził SAM aż dwa razy ze swojej kryjówki choć tylne nóżki się rozjeżdżają, w szczególności ta prawa, (
Kacperek miał wytrącony staw biodrowy gdy do nas trafił) i próbował siadać obok nóg więc szybciutko lądował na kolanach u mnie albo u męża.
Zresztą więcej kocio jest na rękach niż w miejscu, które sobie sam wybrał...
Nosimy go, całujemy i obiecujemy, że będzie zdrowy...
Ale on się żle czuje na rękach, więc nie męczymy za bardzo, ale jak sobie usiądzie to ma mocno spuszczoną główkę...
I broni się przed obmywaniem pycholka.
Boże, jak ja bym chciała, żeby było już jutro...tak bardzo jestem ciekawa wyników...
Teraz kocio znowu dostał troszkę jedzonka, zjadł AŻ dwie kuleczki mięska i wcisnęłam troszkę serka....
Nie za bardzo zadowolony z tego, bo chyba nie miał ochoty na jedzenie, więc ułożył się na kocyku na swoim miejscu...
Ale wiecie co, od rana żadna kocica nie weszła do pokoju, gdzie przebywamy z persikiem...
Nie wiem dlaczego...
Skóra mi cierpnie ze strachu i cały czas mam nadzieję, że on to przezwycięży.
I jeszcze jedno, co mi w uszach cały czas brzmi.
W drugim dniu leczenia, drugi wet gdy wszedł do gabinetu, popatrzył na Kacpra i powiedział..."wiesz co stary ty i tak masz dużo szczęścia, że dopiero teraz cię dopadło"...
Chyba te słowa będą mnie męczyły, póki kocio nie wróci do jako takiej normalności.
A teraz idę szykować świeże kuleczki na wieczór
A kuleczki wielkości groszku...ale w ciągu dnia podjadał i smakowały.
daliadziękuję, za pomoc, będę jutro o to pytać
