Do generalnego sprzątania pewnie jeszcze trochę, martwimy się, że nie damy rady z tym wszystkim do mojego powrotu. Chyba też uruchomimy jeszcze lampę UV bo jednak po remoncie mimo porządków jest ryzyko, szczególnie złapania grzyba (tak oto mądrze prawią w poradnikach poprzeszczepowych, już nie wiem w co wierzyć w co nie, nie chcę też łapać paranoi). Pozostanie jeszcze kąpiel i golenie Grubego ale tutaj uśmiechnę się chyba do Ań, bo Maciej i tak robi bokami

Dużo rzeczy do robienia.
U mnie tymczasem: wylądował helikopter! Obejrzałam go sobie dokładnie i stwierdzam, ze mogłabym taki mieć, nawet nieźle się nim parkuje i wcale nie jest taki wielki. Niestety przywiózł kogoś po wypadku, całego usztywnionego. Patrzyłam potem jak zabierają tego pana, a cały helikopter dezynfekują - pani salowa powiedziała, ze zawsze to robią na tym lądowisku.
Zaczynam słabnąć, cały czas też trzymam wodę, nerki mają przefikane bo płynów dostaję na prawdę dużo. Parametry krwi też już spadają, na pewno płytki bo wszystkie miejsca wkłuć mam już sine. Dziś 4 dzień megachemii, jutro ostatni i zarazem najgorszy, ale może nie będzie tak strasznie?
Wyobrażam sobie mój organizm jako wielki budynek - teraz tam w środku pracuje kilka różnych ekip. Ekipa policjantów z psami tropiącymi - wyszukująca te komórki chłoniaka które mocno się zaszyły w szpiku i komórkach odpornościowych, ekipa antyterrorystów która ich zaraz załatwia i ich zwłoki pakuje do worków plastykowych, a następnie do specjalnych beczek zgrzewanych na ciepło (to na wypadek jakby worki się przerwały i trochę ich wyciekło), ekipa sprzątająca która na bieżąco to wszystko wywozi do jelit a tam to wiadomo co się dzieje. Z każda kroplówką przybywa także coraz więcej załogi z ekipy remontowo-budowlanej. Niszczą mój system immunologiczny czyli drzwi i okna, bo niestety te moje były niedoskonałe i nie miały nowoczesnych systemów i wszedł nimi obcy czyli chłoniak. Teraz oni muszą niestety wszystko wyrwać, z futrynami i ramami, więc jest tam masa gruzu, kurzu i brudu, hałasu i w ogóle - dlatego chyba czuje się coraz gorzej. Jak przyjdzie dzień przeszczepu to przyjadą zupełnie nowe okna i drzwi, ale idealnie dobrane do tych otworów i zbudowane w mojej własnej fabryce i wtedy będą wstawiane. Wiem, że to potrwa bo na prawdę tych okien i drzwi jest mnóstwo, a fachowcy mimo, że pracują z wielka pasją i zapałem (jest to praca ich życia, poza tym jak dobrze ja wykonają mają już etaty na całe życie u mnie;)) muszą wstawić wszyściutkie okna i drzwi a potem jeszcze musi przyjść ekipa sprzątająca i posprzątać cały armagedon, a potem przyjdzie czas na odnawianie tych zniszczonych przy okazji ścian. No, to tak mniej więcej to wygląda od srodka
