Taaaa...
Sylwester z miau - to już było.
Teraz objawiła nam się nowa świecka tradycja: inauguracja Nowego Roku w lecznicy weterynaryjnej
Pojechałam z Dzidzią.
I dalej nie wiem co jej jest.
Gdyby nie fakt, że podczas sylwestrowej imprezy miałam ją cały czas na oku mogłabym pomyśleć, że nieco
przeholowała.
Ale wczoraj było OK, dzisiaj rano było OK a koło południa zaczęła mi wymiotować. I biegać do kuwety gubiąc tu i ówdzie rzadką kupkę...
Wyniki badań nie wskazują na to, że nerki się całkiem posypały.
Mocznik niższy niż poprzednio, kreatynina nieco wzrosła ale to akurat nic dziwnego i jak na czteromiesięczny odstęp pomiędzy badaniami - ten wzrost jest nieduży.
Morfologia zadziwiła nawet pana doktora, uprzedzonego o tym, że Dzidzia jest kotkiem z PNN żyjącym poniekąd na kredyt.
Wersja optymistyczna jest taka, że kot się zakłaczył i nie dał rady odkłaczyć się ani jedną ani drugą stroną.
Dostała nospę. Domięśniowo.
I teraz dla odmiany nigdzie nie lata, bo jej łapy odmówiły posłuszeństwa.
Ona śpi a ja ja palę. Chociaż miałam wizję, że po tygodniu "chorobowego" niepalenia może całkiem rzucę...