Niedawno wróciłam z lecznicy. Zostawiłam Pelasię. Jest pod kroplówką i pod namiotem tlenowym. Siedziałam przy niej kilka godzin, ale musiałam wrócić do reszty stworów. Stan Pelasi jest bardzo poważny. Nie wiem czy zechce z nami jeszcze pobyć. Nie wiem czy nie trzeba będzie jej pomóc nas opuścić... Strasznie mi ciężko, że musiałam odejść od niej.
Nie puszczajcie kciuków. Maleńka Pelasia bardzo, bardzo potrzebuje ciepłych myśli. Niech czuje, że jest Bardzo Ważnym Kotem. Że komuś na niej zależy... Moja kruszynka
Tymczasem złapał się braciszek czarnuszków. Czarny jak oni. Były cztery, ale jednego podobno rozjechał samochód. Poszukiwania nie dały rezultatu...
Mama maluchów już po sterylce, jutro wraca na miejsce swojego bytowania. Wyprodukowała dzieciaki chyba w jednej i tej samej foremce, bo są nie do odróżnienia. Trzy małe kloniki... Tylko ten, który przybył na końcu ma po dwa szare włoski na uszach. Jedyny znak szczególny
Tinka, Kaj i Ni

Zbudowałam im antresolę, żeby miały więcej miejsca. Już się tak nie wygina. Wzmocniłam ją od spodu bambusowymi kijkami. Nieocenione okazało się legowisko od cioci Izy. Ma z boku uszko, za które przywiązałam posłanko do kraty. Wszystkie inne latały po klatce, niczym pojazdy kosmitów.
