Dziś była akcja.
Kryptonim "Uwolnić Słonia!"
Pojechałam rano po babinę do "Koterii".
Otrzymałam sprawozdanie o postępach jej socjalizacji.
Na każde
kotekkotekjakiładny odpowiadała
PHYYYYYY
Problem numer jeden - jak przeładować zołzę z klatki w transporter, skoro do zabiegu podbierak był konieczny?
W "Koterii" dostęp do klatek mają tylko pracownicy.
Słyszę zza ściany - najpierw do Słonia "Będziesz współpracować?".
Cisza.
Potem do mnie "A ona do transportera sama wchodziła?"
No to mówię, że jak micha w środku stała, to czasem i wlazła.
Udano się zatem po michę.
Po przybyciu z michą do klatki okazało się, że babina już siedzi w transporterze gotowa do powrotu
Przez całą drogę Słoń nawet nie pisnął.
Zaniosłam transporter na taras.
Naszykowałam michę kociego badziewia na przeprosiny.
Odpięłam ocieplacz.
Słoń mnie zelżył najbrzydszymi słowy.
Otworzyłam transporter.
Bardzowkurzonakocica oddaliła się enrgicznie, acz z godnością do kociego squatu za siatką.
Po piętnastu minutach wróciła na lunch.
Ale za każdym razem, kiedy mnie zobaczyła, znad michy leciały bluzgi.
Potem poszła na obchód włości.
Kiedy się już zbierałam do wyjazdu, nadbiegła z kolejną awanturą.
W tłumaczeniu dowolnym
"No, żesz! Gdzie są wszyscy? Nie pal głupa, tylko gadaj zaraz!"
Nie wymyśliłam na szybkich żadnej prawdopodobnej odpowiedzi.
Uciekłam.
Zostawiająć Słoniowi michę na trzy dni i prezent
