Hej, odzywam się, żeby Ciocie i Wujkowie o nas nie zapomnieli.

Wypracowałyśmy z Celinką rytuał codziennego czesania. Ona już wie, że gdy ja idę po drugą poranną kawę, to jest TEN czas.

Siadam wtedy na niskiej szafeczce w przedpokoju, a kicia przychodzi i nadstawia się do głasków. Ja zakładam na lewą rękę rękawicę z zooplusa (delikatną stroną do głaskania), a w prawą rękę biorę szczoteczkę z drucikami. I naprzemiennie, to głaszczę kota rękawicą, to wyczesuję szczotką. Celinka potem uwala się na podłodze na boczku, pokazując mi co mam "drapać". Jednego dnia trwa to krócej, drugiego ciut dłużej, ale codziennie kuleczka sierści jest moja.

Potem Celinka dostaje chrupki na zęby - rzucam po jednym na prawo i lewo - 6 sztuk wyliczone.
Przed nami wciąż rytuał pazurkowy

który niemal spędza mi sen z powiek.
Teoria: posadzić kota, przytrzymać łapkę, obciąć pazurek.
Spróbowałam. Nowe nożyczki faktycznie lepiej leżą w dłoni.
Ale... wciąż jestem przy punkcie "posadzić kota".
Celinka nie wie o co chodzi, więc albo ugina wszystkie 4 łapy i kładzie się od razu na brzuszku, albo uruchamia tylne łapy, co by się wyzwolić... Drapnęła mnie nimi.
Ciekawe ile tygodni i miesięcy zajmie mi z Celinką wypracowanie pazurkowego rytuału.
Ona głupia nie jest, może kiedyś zaskoczy o co mi chodzi.

Czy ja pisałam, że w Koterii ona na początku miała status "nieobsługiwalnej"?

Dopiero potem pojawił się znak zapytania, aż w końcu uruchomiły się głaski?