A ja uwielbiam wszelkie owoce morza - moze tylko ostrygi i malze (poza przegrzebkami) nie budza mego entuzjazmu nadmiernego (zjem ale szalu nie ma), ale krewetki, kraby, homary, przegrzebki - zarlbym na okraglo! 7 lat temu, na bardzo okragle urodziny, gdy bylem bardzo daleko stad, zjadlem sobie calego WIELKIEGO homara z grilla, w restauracji pod palmami nad brzegiem oceanu - bardzo mile to wspominam, do tego frytki z batatow, zime piwo, surowki rozmaite, sosy egzotyczne... I calosc kosztowala cale 24 euro, za co w Europie dostalbym pewnie w takiej nadmorskiej knajpie jedna przystawke i wode mineralna.
A sushi - powiem tyle, ze byl to jedyny wypadek w moim zyciu, kiedy po wyjsciu z knajpy myslalem "Jezu, przesadzilem, zaraz sie zerzygam" - i nie wskutek naduzycia alkoholu, a wlasnie przedawkowania sushi (to bylo na zasadzie "placisz za wstep i jesz ile chcesz"... no to jadlem... jadlem... jadlem... nie uwierzycie ile zjadlem, ale na pewno wiecej niz powinienem). Na szczescie spacerek pomogl i ze tak powiem nie skonczylo sie to w Mopikowy sposob. Ale bylo blisko jak nigdy.
Coz, jednak wolalbym sie z Mopikiem nimi podzielic. Jak on je ZARL! Lakomie, lapczywie, patrzac jednym okiem czy nie dokladam wiecej... Brakowalo mi tego sepienia... Ech. W lodowce i tak sporo jeszcze mieska zamrozonego dla niego, bo filetow z indyka czy serc inne stwory i tak nie lubia. Zbieram sie by to uprzatnac i dac bezdomniakom, ale moze jak bedzie ciut cieplej.
Brak mi tego czarnego drania.
