Klunia już niedługo pozbędzie się kubraka: pozostał jej na brzuszku strupek, taki gruby w miejscu, w którym trzyma sie skóry. Na przyszłą środę umówiłam bicie tasiemca u całego stada. Jakoś "to" muszę popakować, wepchnąć w samochód, dowieźć i przywieźć

8 kotów i pies. Będzie ciekawie.
Wowuś radzi sobie w nowym domu
Pierwszego dnia zaczął od siedzenia pod szafką, ale jedzenia nie odmawiał

A potem coraz lepiej:
Łołek nieco się rozbrykał, choć nadal boi się psa .Je ładnie suche, puszki, got. mięso z kurczaka. Korzysta z kuwety, dzisiaj grzebał w kwiatkach [wykopał ziemię ]. W nocy gonił się z moją kotką, znalazł drapak i wie do czego służy.Spał na moich nogach ,potem na fotelu - on na jednym, Balbina na drugim .Uszy codziennie zakrapiamy , nie ma z tym problemu .Dzisiaj był trochę przestraszony[ wirowanie pralki i termoobieg w piekarniku-nowe odgłosy których chyba nie zna ].Podjadał kluski z talerza mojej córki. Bardzo mu się spodobała serweta na ławie, leżał i zawijał się w nią.
Balbina to kotka. W zasadzie to ona go goniła on uciekał ,bardzo chciał się z nią pobawić ,ale ona trzyma go na dystans.
Wcale groźnie to nie wyglądało ,wręcz komicznie . Jak Balbina się bardzo zdenerwowała i fukła na niego to Łołek kładł się na podłodze wywalając brzuch [chyba pokazywał jej że wygrała ], i tak prawie przez pół nocy . Rano każdy spał na innym fotelu. Chce pokazać, że tu ona rządzi i koniec ,jak trzeba to i od miski go przepędzi ,tak było rano . Łołek dzielnie to znosi nie ucieka z podwiniętym ogonkiem,ale chyba już wie że to ona będzie dominować w tym domu .
W dalszym ciągu nie wiem, jak długo potrwa oswajanie go z psem , codziennie wprowadzam psa [oczywiście na smyczy ]do niego ale on nadal fuka i ucieka, w tej kwestii chłopak jest bardzo oporny .Mam nadzieję że się w końcu przełamie .
Brzmi nieźle jak na mnie, co nie?
A u nas tak: Soda i KokoDylek przestawiają mi ściany w mieszkaniu. Ostatnio na kontoli byliśmy kiedy? [Dni mi się plączą, nadal jestem na zwolnieniu

Wczoraj myślałam, że mi lepiej, dziś nie jestem pewna

] W środę, tak. Po powrocie na pokoje została wypuszczona Koko. Soda miała do niej dołączyć później - mój brat ją zepsuł, transporterkowy SOdzian pozwalał się głaskać

. A wieczorem, kiedy widziałam, jak się rozgląda za szalejącą Koko stwierdziłam, że co tam... Niech idzie w świat. No i poszła, i to jak!

Jakby jej kto petardę w tyłek wsadził. Kot z napędem odrzutowym!

Dzisiaj już spokojniej przemieszcza się po mieszkaniu, na szczęście...
Rezydenci - poza Zosią - podeszli do sprawy ze stoickim spokojem. Koko zaraz pierwszego wieczoru zafundowała mi stres taki, że hej!: postanowiła zrobić sobie noski noski z Tosią... I przeżyła

Zocha obrażona, warczy, syczy... Reaguje tak, jak reagowała na Wowka. Tylko razy dwa
Koko ma śmieszny zwyczaj: często przystaje jak surykatka: klapnie na dupce, ogonkiem się podeprze, tułów hop! do góry i wierzga łapkami. I tak stoi, albo się rozgląda... I raczej się wdrapuje niźli wskakuje. W niewoli ładnie zaokrągliły się jej boczki. Na szczęście wolność nie uderzyła jej do głowy: obawia się mnie, kiedy zbliżam się do niej w pozycji, jaką człowiek kiedyś tam przyjął i tym zaczął się różnić od małp

, ale jeśli się schylę albo padnę na kolana (albo leżę) to spoko. Pozwala się głaskać, nie ucieka, co wiecej - rano sama loguje się w łóżku i ociera o moją dłoń. Wczoraj mnie tak obudziła: jakiś koci łepek wtulił się w moją dłoń

Za małe to było na czerepy moich kotów, otworzyłam powoli jedno oko, patrzę - a to rozmruczany KokoDylek
Soda z kolei jest STRASZNIE radosnym i niezwykle prokocim kotem. Chyba że akurat przypomni sobie, że człowiek to zUo i wtedy wjeżdża pod szafę

Ale! - nadzieja jest. Wczoraj, kiedy zasypiała w koszyku, podpełzłam

, wygłaskałam kota i co? I kot nie przejawiał oznak paniki, a ja mam wszystkie palce na swoim miejscu

I to w całości!
To chyba z grubsza wszystko.