To takie wzruszające, że tyle osób pamięta o Pasiu, że martwicie się o Czitusię...
Tak, wiosna nam się nie udała

I u Blue umarła Skierka...
Czitunia opanowała kryzys i wróciła do normalnego funkcjonowania, czyli śpimy, pojemy troszkę i śpimy dalej. Stareńka jest, ja nawet muszę jej przypominać, że trzeba coś zjeść,że może by do toalety zajrzeć, poproszę grzecznie, żeby nie zasiusiała kocyka, na którym śpi...
Wieje bardzo teraz za oknem, zimno nadal.
U nas smutno. Bratu z rozpaczy przerzucił się na mnie, teraz raczej przesiaduje w domu, boi się w pewien sposób wychodzenia na dłużej do ogrodu. Bo tam stało się coś złego, bo Pasio wyszedł i nie wrócił...
Boi się dzwonków przy furtce, głośnych rozmów sąsiadów za płotem, otwieranych nagle drzwi...
Najtrudniej jest o siódmej wieczorem, przychodzi Manula na kolację, nakładam jej i Bratu jedzenie, lizną tylko i biegną do ogrodu po Pasia...Bo przecież kolacja, insulina, zaraz powinien przyjść, musi gdzieś być niedaleko...
No i wracają sami, jedzą wciąż patrząc na drzwi do przedpokoju, może jednak...
Dużo bym mogła pisać, ale serce się rozdziera, dajmy czas czasowi...
Teraz już leży koło mnie, zagania mnie do łóżka i bardzo chce się przytulać. Nie mogę więcej pisać, muszę głaskać i kochać i pocieszać, mam po prostu ręce pełne Bratu od kilku dni...
Za jakieś dwie godziny przyjdzie Manula, wtedy przeniesie się do niej w okolice kominka.
Tak się razem wspierają właściwie przez cały dzień.
Wszyscy biedni. Cosia też, ona bardzo Pasia kochała, jak wszyscy.
Taki zły wiatr za oknem ciągle.