Poczytam to wszystko jak znajdę chwilkę czasu-może wieczorem, bo dziś odespałam poprzednią zarwaną noc. na obecną chwile wystarcza mi, że mam podawać Vitapet, bo tam jest tauryna.
jeszcze dziś nie zabrałąm się za pracę ( a pracuję niby od 9.00). I jeszcze sie ne zabiorę, bo właśnie ugotował się kurczak (poprzedni9 się popsuł), będę go miksować, przecierać i karmić Perełkę.
Może sama się pocieszam, , ale mam wrażenie, że jest minimalnie lepiej- poszła na chwilę na balkon poleżeć na słońcu, zastanawiała się, czy nie wymyć sobie furta, ale się rozmysliła, , cały czas pije wodę, zaczęła reagować na imię.
Próbowałam ją umyć, ale mnie skrzyczała i sprała ( a to przecież najłagodniejszy kot świata). Jej się leje z pyszczka ciemna, cuchnąca wydzielina, która zasychając, robi się prawie czarna i niestety nie przestaje śmierdzieć, W tym "błocie" jest umazany kot (pyszczek, łapki i sporadycznie reszta futra), moje prześcieradło i kołdra, szufladę z bielizną, w której zamieszkała, przytomnie wyłożyłam kocykiem. W sypialni cuchnie. Stan kota powoli zbliża się do stanu, w jakim zabierałam go ze schroniska (stan pyszczka jest nawet gorszy, ale ona dostałą tam kilka dawek antybiotyku).Myśle, że nie powinnam byłą godzić się na odstawienie antybiotyku, że to wcale nie są nerki. Ale jest to przeświadczenie nie poparte żadną wiedzą. Antybiotyk, który dostała wczoraj , ma przedłużone działanie. Jak pomoże, mam jutro zgłosić sie po kolejną dawkę (wet nie był przekonany do celowości podawania antybiotyku, dlatego nie dał mi wczoraj więcej leku).
Za to maluchy chyba czują się zdecydowanie lepiej,chociaż Milke też czeka z a chwile przymusowe karmienie. Niedługo zacznę szukać wolontariuszy do pracy w moim kocim lazarecie.
