
Melula znowu psika, z lewego oka cieknie - no płacze kot po prostu... od wczoraj: żadna ropa, żadne mrużenie, żadne opuchnięte - po prostu pioruńsko mokre oko...
Zachowuje się normalnie, je normalnie.
Przemywam świetlikiem i czekam do jutra: nie przejdzie - do weta. Gdyby nie to kichanie, uznałabym może, że to jakiś uraz mechaniczny - typu manto spuszczone przez Klunię czy cóś... A tak?
Szlag mnie trafia
