
Wlasnie minely 3 miesiace od ostatniej wizyty u onkolog na ktorej dowiedzialam sie, ze Kitusi pozostal miesiac zycia, max trzy - zalezy ile wytrzyma! Nigdy nie zapomne tych slow. Tego samego dnia Kitusia zaczela przyjmowac b17. Wtedy Kitusia juz tylko lezala na malym dywanie calymi dniami.
Pamietam jak dzis, ze któregoś dnia o 4 nad ranem Kitusia po prostu wstala z tego dywanu i zaczela chodzic po mieszkaniu, zaczela żyć. W tym samym momencie ja poczulam potworny glod, ktorego nie czulam od miesiaca, praktycznie ze stresu nie jadłam. To było metafizyczne doswiadczenie. Jak doladowanie.
Kitusia juz wygrala!
Dzis zatem minely 3 miesiace i Kitusia nie dosc ze przezyla to jeszcze w bardzo dobrej kondycji. Tak więc dzis Kitusia zdobyla zloty medal!



Na zdjeciu dzis Kitusia o 1 w nocy wietrzy futerko w oknie. Oby jej nie przewialo. Ale musialam otworzyć okno, bo po gotowaniu obiadu przez m. smrod cebuli powodowal, ze myslalam ze wzorem kotow nafajdam na dywan. Musialam wlaczyc wiatrak, otworzyc okno, wlaczyc okap i zapalilam kadzidelko, którego nigdy nie pale i wlaczylam zapach do kontaktu. Doslownie nie szlo wytrzymac. I zawsze tak jest jak on smazy cebule. Jak ja smaze to nie ma takiego smrodu.
Ale mniejsza z tym, bo o Kitusi mowa. Od razu chciala isc do okna. Teraz spi na laweczce. Sama sobie decyduje - raz jest w pudelku ciasnym a raz wskakuje na laweczke.
To cos pod ogonkiem od Kitusi na parapecie to grudka ziemi, nie urobek.
Wszystkiego najlepszego Kitusiu! Zyj nam 100 lat!