Kamakolo pisze:gpolomska i jej koty walczące będą wspomnieniem....
Co do mnie - mam nadzieję, że jednak za 5 lat jeszcze będę jednak chodzić po tym świecie (wbrew temu, czego byś może chciała - a może to tylko tak brzmi /nie mam poczucia humoru w sprawach poważnych/). A co do kotów walczących: w wielu przypadkach zapewne masz rację... guz mózgu, białaczka i takie tam zwykle nie wróżą długiego życia, więc za 5 lat zapewne ich z nami nie będzie... gorzej - obawiam się, że znacznie szybciej; tyle, że być może pojawią się kolejne koty, które będą walczyć, za które będziemy trzymać kciuki i pocieszać ich opiekunów - bo koty są bardzo ważne, ale ich "duzi" niemniej. Zresztą... jak będzie potrzeba, żeby wątek istniał, to będzie żył... jeśli nie będzie potrzeby, to sam umrze. Szczerze mówiąc to jest mi to obojętne - to był temat założony dla Mokate /zasugerowały to wolontariuszki, które znały Mokate, że fajnie by było, aby miała wątek - z jednej strony informował o Jej losach, a z drugiej - pokazywał, że kot bez łapki to taki sam szczęśliwy kot jak inne i że nie należy obawiać się adoptowania kota nie do końca - patrząc oczami ludzi - kompletnego/ i miał umrzeć wraz z Nią, ale wyszło inaczej, bo pojawili się ludzie, którzy jak ja szukali pomocy czy wsparcia, bo ich pierwszy w życiu kot - choć miał być niby zdrowy - nagle umierał na śmiertelną chorobę...
Niech
NIEKOCHANE o koty walczą - oby jak najdłużej, bo każda organizacja więcej to szansa dla kociaków; tak samo jak wiele osób prywatnie walczy o koty - czy to odławiając je na sterylizacje/kastracje, dokarmiając dzikie koty (często z własnej kieszeni), nagłaśniając gdzie i jak się da informacje o potrzebujących kotach, robiąc bazarki i inne czy też adoptując koty - szczególnie te trudne, które w schroniskach sobie nie radzą, a w naturze tym bardziej (oczywiście wtedy "wydajność" jest mała "w sztukach" uratowanych kotów, bo w domu kotów się nie zmieści za wiele, a czasami są takie, które innych nie tolerują i koniec, wiec muszą być jedynakami). Form walki o koty jest wiele - każda jest pożyteczna i potrzebna (tak jak z dziećmi - i kuratorzy, i domy dziecka, i rodziny zastępcze, i fundacje itp. - im więcej tym lepiej, bo większa szansa na sukces; tylko ważne, żeby wszystkie współpracowały a nie konkurowały, co niestety nieraz widać).
Wiem, że szkoda tracić czasu na mnie - jak wtedy, gdy nikt nie odpisał: pewnie też dokładnie tak stwierdził. Życie. Płakać z tego powodu nie będę.
----------------------------------------------
Magnolka dzisiaj chyba już trafiła do wygranych - weszła do pokoju, gdy ojciec tam siedział i zaczęła ugniatać jego fotel, a później go pazurkami z miną małego kociaka. Dzieciakom przez skype też się pokazała patrząc ciekawie. Pewnie czasami jeszcze będzie się bać, bo jakieś wspomnienia (lub ich koci odpowiednik) wrócą, ale... cieszę się. Trwało to kilka tygodni, ale mogło być gorzej - czasami trwa kilka lat lub nigdy nie jest OK (kumpeli Karolinka po 2 latach zaczęła się nieco mniej bać jej syna, a innych dzieci boi się do dzisiaj - odebrana z miejsca, gdzie dla dzieci robiła za piłkę do kopania).
Mokate od pierwszego dnia czuła się tu dobrze i po kilku godzinach chodziła jak u siebie (dlatego zapytałam o to jak z Zyziem, bo skoro Mokate od razu czuła się tutaj jak u siebie, podobnie jak Norbi, to jeśli zaczął jeść, to pomyślałam, że może i psychicznie lepiej i że jednego kota czy psa się nie będzie bał, ale lepiej było nie pytać), przy Magnolii potrwało to trochę dłużej (też starsza jest i po nie wiadomo jakich przejściach), ale kotuś się zadomowił. Chyba można powiedzieć, że Jej się udało jak Bolusiowi (nie jak np. BalckNosowi, który z rozpaczy odszedł w schronisku). Szkoda, że Ona taka jedynaczka... może kiedyś zmieni zdanie, a może jak Słupkowy
Tygrys już na zawsze będzie "tylko mój teren moja duża". W każdym razie mam nadzieję, że niedługo pokażę Wam zdjęcia Magnolii z pięknym nowym futerkiem

...