Dziś będzie nieco więcej słowa pisanego… :>
Wiedźma.Dym, niosący zapach palonych liści snuł się przy ziemi. ”Jesień, ewidentnie zbliża się jesień” – mruknęła szkieletowata osobniczka w charakterystycznym, spiczastym kapeluszu, pocierając zziębnięte dłonie. Posłała nieprzychylne spojrzenie cieniom, zbierającym się nad horyzontem, po czym ponownie pochyliła się nad kotłem, z którego wydobywał się smakowity aromat zupy dyniowej.
Niewielki amfiteatr powoli zapełniał się gośćmi, zasiadającymi gdzie tylko komu do głowy przyszło. Praktycznie wszystkim przybywającym towarzyszyły koty….dużo kotów, łypiących żółtymi oczkami. Na środku stały dwa trony, przy których czaiły się dwa kociska – duży, pasiasty i mały, czarny jak noc.
Kucharka od zupy wytarła ręce w suknię, po czym klapnęła na jednym z wytwornych siedzisk. Mały, czarny kot wdrapał się natychmiast na jej ramię i wepchnął wąsy w ucho.
Wtem otworzyły się wrota, prowadzące do głębin piekielnych czeluści….
Diabeł.Coraz większe poruszenie, coraz większy, wszechobecny chaos. Posiadłość nie była przygotowana na tak wielką ilość gości. Kolejne orszaki przybywały na miejsce. Od zwykłych, dość ubogich powozów po wytworne, iście królewskie karety. Do tego służba i straż przyboczna. Wszystkim trzeba się zająć. Zgrzytnął zębami na myśl o kolejnych złotych monetach wydanych na wynajęcie całych zastępów własnej służby: kucharek, pokojówek, lokajów, stajennych, itp.. Na szczęście straż była stałym elementem, pozostałością po dawnych czasach, innego życia…
Tak, wrota poczęły się otwierać. Już czas. Wziął głębszy oddech i powoli, dość dostojnym krokiem przeszedł przez nie i stanął po środku tego całego, zwariowanego zjazdu. Przy dwóch tronach, przy swej Ukochanej. W samym centrum zainteresowania. Szepty ucichły. Czarownice patrzyły z ciekawością, oto ten, który usidlił jedną z nich. I… koty. Tak, te potworne stworzenia łypały na niego z każdej strony. Nie przywykł jeszcze do ich specyficznego towarzystwa. W Piekle ich nie było. W ogóle w Piekle było prościej. Zwłaszcza w jego siódmym kręgu, w którym władał niegdyś silną ręką. Po prostu zbroja, tarcza, miecz i horda demonów za plecami, prowadzona na kolejnego samozwańczego demona-władcę. I tak w nieskończoność. A teraz? Zbroja leżała w piwnicach, zakurzona i zapomniana. Zamiast tego nosił te wytworne ciuchy, jedwabną koszulę, spodnie z dziwnego materiału i skórzane buty – wszystko oczywiście w kolorze czerni. Z pleców wyrastała mu para skrzydeł z – o Matko Noc, cóż za zaskoczenie – czarnych piór. Lekko szorowały po zakurzonej podłodze. Westchnął, przypominając sobie słowa dawnego kompana niezliczonych kampanii wojennych: „Skrzydła, których majestat przerażał onegdaj, dziś tylko groteskowo powiewają na wietrze”. No dobrze, miejmy to już za sobą.
- Jam jest Darth nó Delaunay! Arcydiabeł, Władca Szarych Rubieży, Pan Namiętności, Lord Krypt Śmierci, Istota z Krwi i Kości!
Przeczekał chwilę, aż pomruk który przebiegł przez wszystkich zebranych zniknął tak gwałtownie, jak powstał. Przejechał spojrzeniem po twarzach wiedźm, na niektórych zatrzymując je na dłużej. Spojrzał na Czarownice siedzącą tuż przy nim. Uśmiechnął się lekko, zginając się w pół jednocześnie uniósł nieznacznie jej dłoń i musnął ją ustami, tuż przy czarnym pierścieniu. Po czym wyprostował się i dodał, zmierzając do drugiego siedziska.
- To jest teraz Nasz dom, jam jest Panem Dworu N…
Zawahał się, zdając sobie sprawę, iż… jego miejsce zajęte przez pasiastego Grubasa, który właśnie prostował swoje nóżki w pół-szpagacie, by mieć lepszy dostęp do czyszczenia tylnych części ciała. Mężczyzna zamknął oczy, zgrzytnął zębami i udając, że nie słyszy chichotów, dokończył
- … Dworu Nocy. Witajcie!
Po tym krótkim wstępie, chcielibyśmy pochwalić się rezultatami kociej (i nie tylko) dietetyki.
* Piekielne pomioty (nie wliczając Arcydiabła)
Maj 2013Grubas: 7-8kg żywej, choć głównie leżącej wagi.
Kostuch: ≤2 kg kości obciągniętych skórą. Niejadek psujący nerwy wszystkim wokół.
Stosunek wagi 3,5-4:1
6 września 2013„Grubas”: 5,1 kg wagi znacznie żywszej niż wcześniej. Tendencja chudnięcia powoli, acz skutecznie wyhamowywana. Dodatkowe umiejętności: skradanie się, skoki bez minutowego przygotowania zachowania równowagi, bezszelestne spacery po blatach za plecami żyjących w słodkiej niewiedzy ludzi.
Kostuch: 2,7 kg. Wiecznie nienażarte i krzyczące o jedzenie stworzenie – nerwy nadal psuje. Tendencja coraz szybszego nabierania ciała.
Stosunek wagi ok. 2:1
Jak widać przez 3, 4 miesiące koty zmieniły znacznie swoje proporcje (błąd w pomiarach może wynosić +-0,1 kg) – jeden stracił 27-36% masy ciała, drugi natomiast zyskał 35%. Grubas prezentuje obecnie obwisły worek na brzuchu, zamiast wyglądu turlającego się do miski z żarciem arbuza, a Kostucha powoli przestaje straszyć wystającymi gnatami. Dodatkowym utrudnieniem było odchudzanie jednego i tuczenie drugiego w tym samym czasie i miejscu. Mimo to cel został osiągnięty bez specjalistycznych (czyt. drogich i przereklamowanych) karm. Ich pożywieniem jest mokra karma i mięsa, bez żadnych suchych chrupek. Jako porządne koty piją wodę, choć Grubego czasem można przydybać z kieliszkiem mleka w łapie.
Ostatnio jednak dodaliśmy im dwa suplementy: witaminy na sierść i pastę odkłaczającą – jesteśmy zadowoleni z rezultatów obydwu (poza faktem wpychania na siłę pasty do Grubasowej paszczy).
Cel na Gwiazdkę: Grubas utrzymuje wagę 5-5,5 kg, a Kostuch tyje do 3-3,5 kg (więcej jej chude łapki nie uniosą – i tak wygląda już jak maszyna krocząca AT-AT z Gwiezdnych Wojen). A na prezent, zapewne nieco szybszy niż na Wigilię dostaną nowy drapak, bo stary wygląda jak relikt z Wojny Secesyjnej (choć pojawiają się również opinie, że używany był przez koty budowniczych Zamku Krzyżackiego w Malborku, a nawet przez młode Tyranozaurów). A także nowa, większa druga kuweta – obecna została ciężko ranna w wyniku starcia ze zbuntowanym stołkiem (ta mniejsza, Grubasa, który korzystając z niej musiał i tak wystawiać twarz na zewnątrz, bo większa wiadomo, zajęta przez obdarzonego większym ego niż ciałkiem Kostucha).
Też się pochwalę, a co

Przez trzy miesiące schudłam 4,5-5,5kg i to bez żadnych strasznych wyrzeczeń czy tabletek z tasiemcem. Klasyczna dieta MŻ, czyli porcja nie jak dla chłopa z budowy (ani dwa obiadki, jednak nie oznacza to, że wyrzekłam się makaronów, lazanii, spaghetti, zapiekanek, pizz a nawet wizyt w McDonaldzie) i trochę ruchu (mniej niż chciałam, ale leń jestem).
Oto jak dobrze posiadać przy boku speca od odchudzania ;]