pędzluje swoją michę, susem na gazówkę, slalomem między gotującym się ryżem i czajnikiem pełnym wrzątku, prędziutko przez zlew zawczasu włączając odstraszającego warka, który wujasa F. skutecznie od jego własnej miski wypłasza, i zeżera do okruszka cokolwiek by sie Fridłu nie nałożyło...
plus: Frideł zaczął konsumowac więcej i mniej wybrednie (fochał na animodę, teraz sam prosi)
minus: nie wiem jak tę szantrapę karmić, dupa jak balon, łebek malutki i zgrabniutki, śliczna kota by mogła być, a zostanie odkurzaczem: swoja micha + Fridła micha + okruszki + czerwona fasolka z sałatki (+pieprz, sól, ocet balsamiczny

nieupilnujesz) = rozłożysty zad którejś pieknej cichej nocy peka z wielkim hukiem...
wróżę pannicy świetlaną karierę pod postacią podzlewnego młynka na odpadki...
