Mam bardzo duze klopoty zdrowotne z kotem moich rodziców - Felkiem (o ktorym wyzej pisalam ze jest starszawym kocim grubaskiem ale cieszacym sie dobrym zdrowiem)
Jakis sukinsyn otruł nam Felusia. Wysiada watroba, kot ma juz żółtaczke , 4 x przekroczone normy enzymów watrobowych . odmawia totalnie jedzenia.
Codziennie jezdze na drugi koniec miasta - zabieram kota na kroplówki , zakladanie wenflonów, karmie kota na siłe papka z convalescent - wstrzykiwana na sile do pyszczka (moi rodzice i brat maja kompletnie dwie lewe rece do tego i nie potrafia po prostu tego zrobic - boja sie ze kot sie zachłystnie itp.)
Mimo podawanych leków - kot ciagle nie chce jeść. Jestem totalnie załamana i nie wiem co bedzie dalej i ile jeszcze ta walka bedzie miala sensu .
Na razie kota bardzo nie boli i nie cierpi - wiec walczymy. To znaczy boli go pobieranie krwi, bola wkłuwane wenflony, troszke boli watroba
Ale jesli nie zacznie sam jesc (nawet malutko) - to po prostu nie wiem co dalej.
Co gorsza boimy sie o nerki (po tych wszystkich lekach)- na razie wyniki krwi sa ok pod tym wzgledem ale nerki zaczynaja byc troche powiekszone i zaczynaja byc bolesne (zwl. przy dotyku)
W tej sytuacji nie mam serca do kontynuowania tego watku o Gringusiu (sam Grinio czuje sie dobrze , chociaz troszke jest zaniedbywany przeze mnie biedaczek (mam straszne wyrzuty sumienia ale musi sie z tym niestety pogodzic ) bo wpadam po pracy , daje kotu jesc, i wypadam jak burza jadac do felka. Wracam poznym wieczorem padnieta psychicznie i fizycznie . No ale licze ze Gringo w swoim kocim serduszku wybaczy mi to ze
chwilowo zszedl na drugi plan
