» Sob lis 24, 2007 21:09
Ładne porządki !
Rudolfina, jak mały, biały duszek wymknęła się z sypialni i pobiegła wzdłuż ciemnego korytarza.
Schody, z wyślizganą przez dziesiątki rąk poręczą ginęły na dole w mroki i przez jedna malutką chwilę Rudolfinie wydawało się, że nie mają końca.
Wzięła głęboki oddech i zjechała na dół po poręczy na sam dół, gdzie do ściany przymocowana była czerwona skrzynka na listy.
Rudolfina wspięła się na palce i wrzuciła do środka dużą, białą kopertę.
- Kolejny list do Mikołaja ? – zapytał kwaśno szczur Przekorek, który mieszkał w dziurze pod schodami.- Przecież wiesz już, że Mikołaja nie ma.
Rudolfina pokazała Przekorkowi język, a szczur Podgrywek podbiegł i ugryzł Rudolfinę w kapeć.
….Pani wychowawczyni podniosła głowę znad sterty dokumentów, z których wszystkie trzeba było podpisać . Dokumenty, jak co roku dotyczyły mikołajowych paczek, które fundował zaprzyjaźniony supermarket.
Pani wychowawczyni westchnęła i pomyślała o swoich podopiecznych śpiących piętro wyżej
Paczki…Dwadzieścia identycznych kartonów, na których nawet nie było sensu naklejać kartki z imieniem. Paczki zawierające jak co roku to samo : słodycze, których nie sprzedano na Wielkanoc – pewnie dlatego wielu dzieciom Boże Narodzenie kojarzyło się z pisankami – i te, których nie sprzedano w okresie pierwszych komunii i cała masa zupełnie niepotrzebnych, reklamowych gadżetów.
Co gorsza, pani Wizytator, Eulalia Dziobek zapowiedziała coroczna wizytę, co również nie należało do przyjemności.
Przez jeden moment pani wychowawczyni poczuła się jak Agata Abbot, ale za nic nie mogła znaleźć żadnej śmiesznej strony tego wydarzenia… Gdyby jeszcze Eulalia Dziobek usiadła na ropusze, albo zauważyła szczurzą kwaterę pod schodami… ale jak dotąd nic takiego się nie wydarzyło.
Niemniej jednak od rana nie mogła pozbyć się uczucia, że tym razem na pewno coś się wydarzy…
Pani wychowawczyni pogłaskała podrośniętego, trójkolorowego kociaka, który bezceremonialnie wpakował się jej na kolana i powędrowała myślami do Złociejowa.
„Całe szczęście” pomyślała, „ że urząd miasta obiecał pieniądze na ferie zimowe”.
… Babcia Tekla ostrożnie otworzył kopertę i spojrzała na wyrwana z zeszytu kartkę.
Założyła okulary, a Miaulina zeskoczywszy z kredensu na stół zajrzała jej przez ramię.
„ W tym roku” – pisała Rudolfina – „ postanowiłam przestać pisać do Mikołaja. Bo jak można pisać do kogoś, kogo nie ma ? Zresztą podejrzewałam to od bardzo dawna, ale miło było mieć do kogo napisać Prawdziwy List, taki w kopercie i ze znaczkiem… Mikołaj, który przyszedł do nas w zeszłym roku pachniał wódką i kiedy pani kazała mu wyjść powiedział coś bardzo brzydkiego i wychodząc trzasnął drzwiami tak mocno, że wypadła szyba i zamiast ciastek na podwieczorek dostaliśmy nową szybę… Mikołaj po drodze zgubił brodę i przez dwa dni jeździły po niej samochody, bo broda była z waty i nie opłacało mu się po nią wracać… ”
Babcia Tekla odłożyła kartkę i usiadła w fotelu.
- To skandal ! – wykrzyknęła oburzona Miaulina.- Trzeba z tym COŚ zrobić !
Babcia Tekla spojrzała w okno. Lekki mróz osadził szadz na gałązkach ostrokrzewu, a poranne słońce prześwitywało przez delikatną mgłę. Mgła była lekko opalizująca, jak gdyby ktoś między drzewami rozwiesił muślin.
Babcia Tekla sprzątnęła ze stołu, starannie umyła kubek, talerzyk oraz miseczkę Miauliny.
- Wychodzę do Bajanny – powiedziała.
- A ja nie wychodzę – odparła Miaulina i wyskoczyła na parapet.
W kuchni Bajanny pachniało świeżym chlebem i kawą.
W piecu palił się ogień, a rude kocisko myło sobie pysk po śniadaniu.
Bajanna uważnie przeczytała list i zamyśliła się głęboko. A potem otworzyła szafę i wyjęła z niej kilka pudełek.
Spojrzała na kalendarz i załamała ręce.
- Boję się, że nie zdążymy – powiedziała. – Grudzień za pasem…
Babcia Tekla wyjęła z pudełek skarby Bajanny – najładniejsze skrawki aksamitu i filcu i najpiękniejsze guziki.
- No proszę – powiedział Wincenty niepostrzeżenie wchodząc do kuchni. – Dziewczynki rozłożyły szmatki, więc z porannego spaceru nici.
Babcia Tekla spojrzała na oszronione wąsy Wincentego.
- Na porannym spacerze to chyba już byłeś – powiedziała.
- Byłem u Jerzego – odparł Wincenty. Zdjął kożuch i powiesił go na poręczy krzesła. Bajanna bez słowa podała mu list.
- Tak, tak… - westchnął Wincenty. – Oczywiście moja Anna musi z tym cos zrobić
Wyjął z kieszeni notes i długopis i coś zanotował, a po chwili trzy głowy pochyliły się nad stołem
- Znowu tajemnice – mruknęło rude kocisko i zwinęło się w kłębek na słonecznej plamie na parapecie okna..
… Dwadzieścioro dzieci zasiadło przy stole w jadalni. Pani wychowawczyni sprawdziła, czy ręce są czyste i dwadzieścioro dzieci sięgnęło po kanapki i kubki z gorącą kawą zbożową.
Za oknem zapadł blady, miejski wieczór, a między bezlistnymi drzewami jak szary gałganek wisiała wilgotna mgła.
Pani Wizytator uśmiechnęła się i zastukała łyżeczką w stół.
- Zjadamy wszystko do końca, odstawiamy grzecznie talerzyki…bo Święty Mikołaj nie przyjdzie..
- Pewnie jeszcze nie zdążył wytrzeźwieć – mruknął pod nosem Serek, rzucił ponure spojrzenie Dominikowi i niepostrzeżenie strzepnął okruszki pod stół, gdzie Podgryz
ek i Przekorek zaraz się nimi zajęli.
- Poczekajcie aż jeszcze trochę podrosnę – pisnął trójkolorowy kociak i wylazł Serkowi na plecy.
Serek kopnął Dominika w kostkę.
- Pieprzę Mikołaja – szepnął.
Dominik zaczerwienił się ale odpowiedział, że on , oczywiście, też.
Pani Wizytator spojrzała na kubki z niedopitą kawą i zmarszczyła brwi.
- Gdyby Mikołaj się o tym dowiedział, to…
Przerwał jej głośny stuk.
To Rudolfina zerwała się od stołu tak gwałtownie, że przewróciła krzesło.
- Nie ma żadnego Mikołaja ! – zawołała i wybiegła z jadalni trzaskając drzwiami.
Pani Wizytator rzuciła pani wychowawczyni surowe spojrzenie.
- Ładne porządki – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Dzieci robią co chcą, i go gorsza, nie wierzą w Mikołaja.
- A pani wierzy ? – zapytał prowokująco Serek, mimo, że pani wychowawczyni rzuciła mu błagalne spojrzenie.
- Ja ? – zawołała pani wizytator. – To najgorsza placówka jaka kiedykolwiek widziałam !
- Biedne dzieciaki – pisnął szczur Przekorek.
- Zaraz ją kąsnę - warknął szczur Podgrywek , co też niezwłocznie uczynił.
Pani wizytator wrzasnęła i i zapewne wypadki potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby nie Dominik, który z miną grzecznego chłopca podbiegł do niej z filiżanką kawy.
Trójkolorowe kocię trąciło Dominika łapą.
- Chyba ci się coś pokręciło…- szepnęło. – Tego na pewno się nie je…
Dominik poczuł, jak trzęsą mu się kolana. Nos Pani Wizytator zrobił się różowy, a pod nim wyrosły cieniutkie wąsiki.
Pani Wizytator zamachała łapkami i zastrzygła uszami.
- Uwielbiam ten twój numer z myszą …- szepnął Serek.
Duża, tłusta biała mysz zamrugała ze zdziwienia oczyma.
Dominik w myślach policzył do stu, potem do stu dwudziestu, ale mysz nie miała najmniejszego zamiaru powrócić do dawnej postaci.
Co gorsza, trójkolorowy kociak niebezpiecznie rozpłaszczył się na podłodze i zaczął lekko poruszać koniuszkiem ogona.
Kiedy Dominik doszedł do dwustu czterdziestu, a potem do trzystu zrobiło mu się niedobrze.
Uprzedzając atak kociaka Serek chwycił mysz za ogon i wpakował ja do kieszeni bluzy.
- Mój boże…- jęknęła pani wychowawczyni – co teraz zrobimy ?
- - Trzeba będzie kupić klatkę – doradził praktycznie Serek. – Ale taką wypasioną, z kołowrotkiem i drabinką, żeby się nie nudziła. W telewizji mówili, że jak się taka mysz nudzi, to może sobie odgryzć ogon…
Pani wychowawczyni wzdrygnęła się.
- Jak długo może to potrwać ? – zapytała patrząc na Dominika.
- Nie wiem – odpowiedział chłopiec.
Siedząca na schodach Rudolfina spojrzała ponuro na Serka i Dominika.
- Że też najlepsze ZAWSZE musi mnie ominąć – mruknęła.
Serek odpiął kieszeń . Mysz wyjrzała na zewnątrz i wydała z siebie obrażony pisk.
Dominik uśmiechnął się blado.
- Zaopiekujemy się panią dopóki…- urwał i bezradnie rozejrzał się dokoła. – dopóki…
- Etam - powiedział Serek i klepnął Dominika w plecy. – Jak dla mnie to ty jesteś lepszy niż Harry Potter.
Mysz tymczasowo ulokowano w ogromnym słoju po korniszonach, a Rudolfina wyścieliła dno strzępkami gazety i kawałkiem flanelowej szmatki..
Serek postawił słój na nocnym stoliku, ale Dominik gwałtownie zaprotestował.
- Nie będę się przebierał w piżamę przy tej myszy – powiedział i zgasił światło.
Mysz głośno zastukała w słoik.
Serek niechętnie wstał z łóżka i zapalił nocną lampkę. Mysz z aprobatą kiwnęła łepkiem, oparła się plecami o ściankę słoika i założywszy łapę na łapę zabrała się za lekturę…

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!