Dzień dobry !
Własnie wróciłysmy ze spacerku. Rosa jeszcze na polach, ale słonko przygrzewa, ptaszki spiewają, sarnę z warzywnika wypłoszyłyśmy...eh, życie jest piękne !
Miałyśmy z Lulą na tym spacerze małą sprzeczkę

, a właściwie wymianę poglądów.
Ona oczywiście za tą sarną z warzywnika pognała i zatrzymała się na skraju lasu. Dla mnie i dla Kropeczki sarenki to nie rarytas, popatrzyłysmy i owszem, ale bez większych emocji.
A Lula koniecznie chce do lasu i do lasu i paszczę drze w niebogłosy. A echo ci u nas w lesie solidne i nieeeeesie !!!
Ja jej mówię: "Luluś tam nie idziemy, wracamy do domu"
Lula: "Miaaaaaaauuuuuuuuu !!!"
"Lula, tam nie wolno, do domu !"
"Miaaaaaaaaaaauuuuuuuuu !!!"
Zaczęłyśmy z Kropeczką wracać, bo ona grzeczny kotecek i słucha co mówię.
Lula: "Miiiiiiaaaaaaauuuuuuu !!!!!!"
"Lulcia, do domu!"
"Miiiiiiiaaaaaaaaaaauuuuuuuu !!!"
Już byłyśmy z Kropcią przy ogrodzie, ale ciągle Lulę wołałam do domu i patrzyłam co zrobi. No i oczywiście wysłuchiwałam jej ciągłych "Miiiiiaaaaaaauuuuuów".
Tak się przegadywałyśmy z 10 minut, ale w końcu albo moja niewzruszona postawa ją złamała, albo zaschło jej w paszczy, bo przypędziła do nas i już razem weszłyśmy do ogrodu !
Okazałam się wychowawcą konsekwentnym (przynajmniej ten jeden raz!

)