Wczoraj wieczorem, kiedy myłam naczynia, poczułam znajomy ciężar na stopach
Rudy przyszedł, położył się jak zwykle i mrucząc czekał na mizianie
Dziś rano obudziło mnie niecierpliwe marudzenie nad pustymi miskami.
Weszłam zaspana do kuchni, a Rudy z wyrzutem zaczął wymiaukiwać swój głód i to że musiał tak długo czekać.
Towarzyszył mi podczas wszystkich porannych prac, zagadując i mrucząc.
Odprowadził TŻ-a do drzwi i miauknął po swojemu "na do widzenia"
Potem siedział na parapecie i śpiewał do krążących po okolicy kocic w rui, których zapach dolatywał go przez nieszczelne okno
Teraz dopiero wiem, jak bardzo brakowało mi tej jego gadatliwej obecności w ostatnich dniach.
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, jak źle musiał się czuć
Ale jest lepiej, kochani, zdecydowanie lepiej
Bardzo dziękujemy za kciuki i ciepłe myśli
