
Ale jedzonko znika, nikt go nie zapomina karmic, robi sie coraz cieplej wiec Dzikunio na pewno bardzo zadowolony

Juz sie nie moge doczekac, kiedy dostane te zdjecia, ktore udalo mi sie zrobic (z 32-krotnym zoomem



Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Beata pisze:dopisze, chociaz czuje sie, jakbym byla ja jedna przeciwko calemu forum![]()
rozumiem, ze dziki kot dobrze czuje sie na wolnosci
i ze jest mu tam lepiej, niz w domu, gdzie przez poltora roku dal sie poglaskac 3 razy![]()
ale dla mnie: albo to jest dziki kot, ktory nie daje sie oswoic i wypuszcza sie go tam, gdzie przebywal (i pewnie mial niezle - jesli nie, to szuka mu sie innego miejsca)
albo to jest kot, za ktorego bierze sie odpowiedzialnosc....
niezaleznie od charakteru/temperamentu Dzikiego, jesli przez 1,5 roku przebywal u Lorraine to jednak jest chyba jej kot?
gdyby uwazala go za dziczka, po prostu by go wypuscila chyba?
ja przynajmniej bym tak zrobila...
tu wlasnie rodza sie moje watpliwosci
jesli dbalam o kota przez 1,5 roku to jestem za niego odpowiedzialna
Asia_K pisze:czy jesliby nie uciekł w Nowicy to do końca zycia męczyłby sie w mieszkaniu? bo tak wnioskuje z obecnych wypowiedzi lorraine, że kot sie u niej meczył psychicznie tzn. nie był szczęśliwy.
lorraine pisze:Asia_K pisze:czy jesliby nie uciekł w Nowicy to do końca zycia męczyłby sie w mieszkaniu? bo tak wnioskuje z obecnych wypowiedzi lorraine, że kot sie u niej meczył psychicznie tzn. nie był szczęśliwy.
Tak by bylo![]()
Gdyby nie to, ze Dziki sam zadecydowal, to ja nie zdecydowalabym sie nigdy na wypuszczenie go, za bardzo bym sie bala, za duze mialabym wyrzuty sumienia. To po pierwsze a po drugie nie wiedzialam jak sie zabrac do szukania wzglednie bezpiecznego miejsca, gdzie zgodziliby sie dokarmiac i nie przeganiac kota, ktory nie zyczy sobie zadnych kontaktow, no i gdzie nie byloby za duzo kotow, zeby nie bylo bojek i samochodow.
Nie wypuscilam go od razu bo jakos tak caly czas mialam nadzieje ze moze kiedys... ze w koncu... ze przestanie sie mnie bac.
I tak bysmy sobie zyli kolejne lata, ja z nadzieja, Dziki ze strachem.
Kto wie co by bylo, moze za nastepne poltora roku juz bym sie mogla pochwalic 5-krotnym poglaskaniem?
Nie wiem, co by bylo, byc moze w koncu odpuscilby sobie ten strach...
Teraz juz tego nie sprawdze, Dzikuniowi na razie jest lepiej, mnie za to troche gorzej, ale tak widac musialo byc.
Maryla pisze:Marta, Dzikunia jest wysterylizowana?
lorraine pisze:Nie rozumiem![]()
To co zrobilam zle?
Wypuscilam go za pozno czy tez powinnam urzadzac na niego jednak polowanie, gwalcic go klatka-lapka i zamykac z powrotem ze mna?
....
Asia_K pisze:sama pisałaś, że Dziczek nie został wypuszczony ale uciekł przez przypadek. Wnioskuje z tego, ze jesliby do tego nie doszło to wróciałbyś z kompletem kotów do Warszawy a Dziczek dalej meczyłby sie w mieszkaniu.
Jeśli warunki w Nowicy sa takie jak opisujesz to podejrzewam, że tez zostawiłabym tam kota. Nie rozumiem tylko tego, że skoro kot przez 1,5 roku nie dał sie udomowić i nie był szczęsliwy z człowiekiem nie szukano mu bezpiecznego miejsca gdzie mógłby spokojnie egzystowac. Jak widać sa takie miejsca w Polscez czego się cieszę.
lorraine pisze:
Gdyby nie to, ze Dziki sam zadecydowal, to ja nie zdecydowalabym sie nigdy na wypuszczenie go, za bardzo bym sie bala, za duze mialabym wyrzuty sumienia. To po pierwsze a po drugie nie wiedzialam jak sie zabrac do szukania wzglednie bezpiecznego miejsca, gdzie zgodziliby sie dokarmiac i nie przeganiac kota, ktory nie zyczy sobie zadnych kontaktow, no i gdzie nie byloby za duzo kotow, zeby nie bylo bojek i samochodow.
Nie wypuscilam go od razu bo jakos tak caly czas mialam nadzieje ze moze kiedys... ze w koncu... ze przestanie sie mnie bac.
I tak bysmy sobie zyli kolejne lata, ja z nadzieja, Dziki ze strachem.
(...)
Poza tym, to nie takie proste jest wszystko, zwianie Dziczka i tak staranne ukrywanie sie w stajni dalo mi do myslenia bardzo na temat jego kondycji psychicznej, ale w domu to nie bylo takie proste i oczywiste ze trzeba go wypuscic juz natychmiast, bo kot cierpi bardzo.
Nie dawal sie dotykac, to prawda, jak do niego spiacego podchodzilam to najpierw zwiewal a potem sie budzil to tez fakt.
Ale jednoczesnie jak ktos wchodzil do domu, nawet calkiem obcy gosc, to Dziki nie zachowywal sie jak zaszczute zwierzatko, nawet wychodzil do przedpokoju popatrzec.
Pilnowal sie oczywiscie bardzo, zeby sie nie spoufalic i odsuwal sie jak sie wyciagalo reke, ale popatrzec to nawet sprawial wrazenie lubil.
Bral nawet z reki jedzenie, pod warunkiem ze widzial druga reke w odpowiedniej odleglosci, nie za blisko, zeby go nie dotknac znienacka. Gdy mial jakies podejrzenia, ze z ta druga reka cos nie tak - nie podchodzil, w nosie majac przysmaki. Czasem nawet spal na lozku przytulony badz przywarty do moich nog (rowniez uwazajac bardzo na rece)![]()
Latwo jest oceniac, a to wszystko nie bylo oczywiste w zadna strone![]()
Ludzilam sie ze on sie da w koncu oswoic dopoki byl w domu, moze za rok, moze za dwa... ale jak go zobaczylam w tej stajni, jak zmyka szybciutko jak sie tylko ktos zbliza, nawet z miseczka, odeszla ode mnie ta nadzieja, odeszla rowniez nadzieja na przyszlosc, ze przeciez jesli zrobie nagonke i w koncu go do tej klatki zaladuje, to on z pewnoscia cofnie sie w rozwoju cywilizacyjnym do samego poczatku i znow bedzie siedzial za szafka czyw innym miejscu i bede wszystko zaczynac od poczatku, byc moze nawet z gorszej pozycji...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 42 gości