Miałam gastro "na żywca" i po pierwsze, musisz być absolutnie na czczo, więc nie ma za bardzo czym wymiotować, poza samym sokiem żołądkowym. Po drugie, pryskają jakims takim zamrażającym cudem w gardło i ten odruch wymiotny nie jest taki silny. Jest to do zniesienia, ale osobiscie nie widzę powodu, żeby to znosić, skoro mozna się znieczulić. Dobrze, że nie dałas się zbyć durnymi wymówkami
Emee pisze: KatS pisze:
W Polsce trzeba cierpieć. Ma boleć - taki kraj
Jesteś już którąś osobą, od której słyszę takie historie... Strasznie to przykre. I jak dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Dlaczego lekarze się BOJĄ? Nie chcą? Nie mogą? Nie pojmuję

Lekarz rodzinny się boi, bo taki lek łatwo przedawkować, a wtedy będą problemy. I chyba jakos bardzo scisle ich kontrolują z przepisywania takich srodków. Inni lekarze mogą przepisać zgodnie ze swoimi uprawnieniami, a nie na każdą chorobę. A inni mają to gdzies.
Choroba babci jest taką traumą, którą w sobie ciągle mam, to wszystko, czego w tym czasie zaznała moja rodzina od dalszych krewnych, zero pomocy od państwa poza częsciową refundacją pieluch i czasem ciężko wywalczonymi innymi srodkami, o których nikt rodziny nie informuje, a o wszystko trzeba walczyć samemu, to jak się jest zostawionemu samemu sobie, jak bardzo niepełnosprawnosć niszczy rodzinę ze względu na stres i brak wsparcia. W Polsce nie ma eutanazji, ale jest zmowa milczenia, żeby takich chorych, którzy nie rokują, wysłać na tamten swiat zaniedbaniem, brakiem opieki a nawet głodem (babcia miała wszyte wejscie do żywienia dojelitowego, niestety po zabiegu poinformowano nas, że musi czekać kilka miesięcy na samo pożywienie, bo na ten kwartał wyczerpał się zapas kontraktów z NFZ = niech umiera z głodu). I bólem.
I przepraszam jesli kogos urażę, może nie być jedzenia czy pieluch dla chorego, ale za to ksiądz w każdym szpitalu jest.
Tutaj służba zdrowia to ogólnie tez porażka (np. ja w tym momencie nie mam żadnych szans na dostęp do specjalistycznego leczenia), ale pewne sprawy - bardziej z zakresu opieki społecznej - są rozwiązane lepiej. Patrzę na niepełnosprawnych uczestniczących w życiu, pomykających na elektrycznych wózkach samodzielnie i gęba mi się smieje. U nas - z trudem wywalczony zwykły wózek i walka z krawężnikami. Ech.
Wybacz offtopa, bo mi się tak zabrnęło, już kończę. Miało być pozytywnie - że się udało załatwić znieczulenie
