» Śro paź 30, 2013 10:32
Re: Magnolia i znajomi...
Mopik za mlodu dal sie zamknac w (solidnym) biurku. Tzn. wlazl tam, gdy czegos szukalem, a ja nie zauwazylem i zamknalem. Dopiero po godzinie dobieglo mnie cichutkie miauczenie - i go uwolnilem. Nie wiem czy by sie tam udusil, ale szansa na to byla, bo biurko jest z tych, co maja uszczelniane szuflady itd. Kiedyś też przesiedzial na wycieracze pare godzin, bo wylazl na korytarz gdy ktoreś z nas wracalo do domu. I dopiero nieznikajace przez pare godzin jedzenie (w tamtym czasie rzecz nie do pomyslenia) sklonila nas do zastanowienia sie "gdzie jest kot?". Poplakiwal wprawdzie ale mamy solidne drzwi i slychac to bylo dopiero gdy czlowiek przy nich stanal i sie wsluchal.
Ale najdziwniejsza przygode mialem wiele lat temu, gdy mialem Kocia - przecudownego bialoburego kocurka ocalonego ze schroniska {poszedlem tam by uspic moja 11-letnia kotke, chora na raka... i wrocilem z nim, bo na moj widok zrobil slupka jak krolik i stale sie we mnie wpatrywal, a mial ze 3 miesiace gora. a na dworze -10 stopni, a wokol PRL, czyli bieda z nedza - on siedzial w klatce wraz z pieciorgiem rodzenstwa, zakopany w sianie, ktore bylo jedyna ich ochrona przed zimnem).
Otoz moj ojciec odsunal wersalke zeby cos tam przy kontakcie pogrzebac, po czym odniosl narzedzia o zaczal przysuwac. I cos nie moze, wersalka odstaje. Nateza sie raz i drugi... i nic. W koncu zaglada... i widzi mojego kota, ktory tam - w te szpare - wlazl, bo byl strasznie ciekawskim kotem.
Kociowi nic sie nie stalo - poza tym ,ze sie zsikal, docisniety do sciany (nie mial nawet jak zamiauczec, bo zapewne nawet nie mogl zaczerpnac oddechu), co graniczy z cudem, ojciec naprawde sie wytezal. Koty sa niezniszczalne... niemal.

Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.