Informacje uzupełniające:
1.Muszę powiedzieć, że czuję leki niedosyt rowerowy. A wszystko przez pogodę - refleks trzeba było mieć, żeby się na ulewę nie załapać (bo tam kurde, jak już lunie, to niebo na głowę spada i świata nie widać).
2.Ale za to mamy na koncie jeden "branżowy" sukces - mały kotek o wdzięcznym imieniu Krzysztof został przez nas "zaopiekowany" i znalazł dobry dom.
Znaczy zabersy-Okrutny Świat 1:0

Historia : "O Krzysztofie, co się pchłom nie kłaniał"
Kiedy przyjechaliśmy, Krzysztof był. Poprzedniego dnia podobno przyszedł nie wiadomo skąd i wpakował się do pokoju znajomych. Od razu do łóżka. Mały około 8-tygodniowy chudzielec z brzydką sierścią i (jak się okazało po pierwszej upojnej nocy) pchłami jak stąd do Chin. Znajomi - ludzie z gruntu dobrzy, ale kompletnie do zwierząt jakoś niekumaci, owszem, kotka przyjęli, ale jak rano zobaczyli, że im się na pościeli kolonia pcheł zainstalowała - wpadli w panikę i zaczęli ... dyskutować co zrobić: no, że w sumie to trzeba go jakoś odpchlić, ale jak, to może do weterynarza, ale przecież nie ma w czym, no można by pojechać we dwójkę (jeden do trzymania kota), no ale ten kot ma pchły... No dyskusja prawie jak na Szczycie Klimatycznym

. I na tę właśnie dyskusję (a raczej jej koniec, bo podobno już jakiś czas trwała) wkroczyliśmy my. TŻ nie powiedział wiele, tylko zarządził uwięzienie kota w kuchni, żeby nie nawiał, po czym wsiadł w samochód, pojechał do Czaplinka i po jakichś 30 minutach triumfalnie wkroczył do kuchni ze specyfikiem na odpchlenie kociąt.
O ile poprzedniego dnia wszyscy byli chętni kotka brać na ręce, teraz chętnych do "zabiegu" nie było, więc TŻ osobiście dokonał "karkowego kropelkowego pogromu pcheł" . Kotek zachował się godnie (zabers był wtedy bez okularów, więc mógł służyć jedynie jako asystent do trzymania skazańca). I to był początek Krzysztofowego tuningu.
Ponieważ kot został już przez nas przyuważony i wstępnie zdefiniowany jako młody, prawdopodobnie zdrowy i dobrze zapowiadający się, postanowiliśmy wdrożyć Plan Zagospodarowania Kota (ze szczególnym uwzględnieniem elementu edukacyjnego typu: nie karmimy kota mlekiem, ani resztkami ludzkiego jedzenia). TŻ pojechał jeszcze raz do metropolii po jedzenie (za co dostał ustną pochwałę przed frontem kompanii, bo bez instrukcji kupił najlepsze dostępne chrupki - RC dla maluchów do 4 m-ca) i miski, i po przyjeździe wygłosił pogadankę do ludu pracującego miast i wsi pod roboczym tytułem: "Wpływ właściwego żywienia małego kota, a potencjał wyjściowy na jego dalsze życie" i napasł małego po kokardę. Stwierdziliśmy, że skoro nasi niekumaci znajomi przyzwyczaili kota do ludzi, to już nie ma odwrotu - trzeba go zainstalować u kogoś. To dokupiliśmy jeszcze kuwetę, żwirek, łopatkę, zabawki i zaczęliśmy przekształcać małego w kota domowego.
(TŻ , choć bronił się zaciekle, jednak przyznał, że jak się cud nie stanie, trzeba będzie małego brać i u nas dopiero domu szukać)
Kiedy zjawili się Właściciele Bazy- nasi starzy przyjaciele, mały strasznie się spodobał młodszej córce (Bóg istnieje!), dostał imię - Krzysztof, pojechał z nowym opiekunem na przegląd pogwarancyjny do najlepszego weta w okolicy i ustalono, że dopóki jesteśmy, maluch będzie z nami ( w "apartamencie kominkowym"

), a potem zabiorą go do siebie jako niewychodzącego.
I tak się stało - dzień przed naszym wyjazdem Krzysztof zmienił lokal, zamieszkał w pokoju młodszej córki, docelowo będzie miał do towarzystwa jeszcze dwie spokojne i towarzyskie kocice i dom wielki jak stodoła. Będzie mu dobrze i bezpiecznie.
aneks: przez te niecałe 2 tygodnie Krzysztof urósł na TŻ-owym wikcie, przybrał ładnie, a i futro zrobiło się Bardzo Pierwsza Klasa
Krzysztof



