Zycie jest piekne... Zaliczylismy inwazje pchel, koty zakropione, chalupa spryskana, mam nadzieje ze nieproszony inwentarz szlag trafi.
Miyuki opanowala siadanie nad miska i patrzenie z wyrzutem - do perfekcji. Ktorys dran, opanowal wlamywanie sie do pudla z saszetkami Felixa i wykradanie owych saszetek. Niestety (dla kotecka niestety, ja tam nie narzekam) konsumpcja bez rozpakowania juz kotecku nie wychodzi. Dzis rano zastalam saszetkowy burdel na podlodze, czesc saszetek byla a to pazurkiem a to zabkami napoczeta. Dziady pieronskie!

O sprawstwo podejrzewam Futro lub Klaka. Oboje widzialam w akcji, z tym ze Klak po prostu wsuwa lape pod pokrywe pudla i wyciaga saszetki, a Futro robi taka rozpierduche, ze pudlo po pokoju lata. Lepsze od kina. Zasadniczo, jesli Klaczek wlamuje sie do pudelka, to znaczy ze chce mu sie jesc i mam dac saszetke. Jesli wlamuje sie do torby z suchym, to znaczy ze sie nudzi i mam poszukac myszek zeby kotkowi porzucac. System komunikacji zaczyna byc zajedwabisty.
Dzis rano, Miyuki wskoczyla do lozka i patrzy. Poglaskalam, wlaczyla wibracje i czeka. Na co? Na miejsce na poduszce. Zabrac leb bo kotek przyszedl sie polozyc. Cholera, coraz ciasniej w tym lozku sie robi. Mowie Rajmundowi zeby sie posunal bo mnie kot z poduszki wyrugowal, a on mi na to ze koty i baba wyrugowali go z lozka i on juz nad podloga lewituje.

Niewykluczone - po "mojej stronie" parkowal Klaczek, obok Hino, na mnie Futro, miedzy nami Tysiek, na poduszce moscila dupsko Miyuki... Poranne standardy. Jak sie chodzi do pracy na nocne zmiany, nie mozna oczekiwac ze miejsce w lozku bedzie ciagle wolne - 3 nocki wystarczaja zeby zagniezdzily sie w nim

.