Kochani, bardzo dziekuję za wsparcie

.
Wczoraj po prostu odpadłam, musiałam pójść spać. Dziś przed godz. 7 obudził mnie jakiś koszmar. Teraz gotuję mu kurczaka.
Na razie utrzymujemy leczenie, ale z jedzeniem marnie. Przed chwilą dałam Meonikowi wołowiny, którą powinien zjeść w ciągu sekundy - zjadł kilka kawałeczków, a powinien biegiem zjeść swoją i pilnować miski Hugcia, żeby zjeść to, co on zostawi

.
Już zaczął pić. Była to bardzo dziwne, bo podchodził do miski z wodą i jakby wody nie widział

. Zaczynał "tuptać" łapkami przednimi w miejscu, potem drapać dywan (nie wiem - z złości, że nie może się napić?) i odchodził. I znowu i znowu. Strasznie się bałam. Do niczego (na logikę nawet) mi to nie pasowało. Teraz już pije normalnie z miski, ale bałam się okropnie, bo ja Meonikowi nie jestem w stanie nic podać strzykawką do pysia - Xandra widziała, kiedy po powrocie od weta we dwie dawałyśmy mu Lakcid rozpuszczony w odrobince wody. Wody bym nie miała jak podać.
Chyba pojedziemy na USG brzuszka do dra Marcińskiego.
Wyniki: morfologia OK, tylko rozmaz ciut przesunięty:
Segmentowane - 91 (do 75)
limfocyty - 9 (za mało od 20 do 55)
Biochemia:
AspAT - 68 (norma do 44)
AlAT - 160 (norma do 107)
ALP - 34
Kreatynina - 2,1
Mocznik - 126
białko całkowite 70 (norma do 80).
Albumina - 32 (do 39)
Jonogram:
sód - 154,1 (do 156,5)
Potas - 5,4 (do 5,6)
Chlorki 131,3 (norma do 118,4).
Co mnie jeszcze martwi - bardzo, ale to bardzo słabo leciała krew do badania. Kłute były obydwie łapki, "pompowane" i ledwo co starczyło na analizę. Nawet nie wzięliśmy kropli na zbadanie cukru glukometrem na miejscu (paskiem).