Wątek umarł. Prawda. Ale i tak napiszę.
Długo nie pisałam - ani o ostrej infekcji Mefista, która pojawiła się na przełomie stycznia i lutego - teraz już nie wiem czy to na pewno była infekcja...ale to za chwilę...ani o guzie Thory i tym, że dzięki mojej
cudownej rodzinie gojenie po usunięciu (na szczęście tłuszczaka) trwało nie 10 dni, a 5 tygodni i pochłonęło trzykrotność ceny samego zabiegu...ani o tym, że załamałam się bo wyczuwałam coraz kolejne guzki... koniec końców się okazało, że to moja panika bo były to...odczyny po enrofloksacynie...

ani o niedawnej akcji z Pelasią, która miałam duże zaparcie i trzeba było ją...po prostu opróżnić, potem miała niewielki powysiłkowy wstrząs -trzeba było robić kroplówki dożylne, zastrzyki z antybiotyków, witaminy i takie tam - ale ona jest niezniszczalna. Moja kochana staruszka.
Źle znosi temperaturę - ostatnio przeszła chyba przegrzanie...z pomocą przyszedł deszcz i ochłodzenie....nie wiem co będzie jak się skwar zacznie...
Ale teraz znowu się boję. Świat przecież by się zawalił gdybym miała trochę spokoju.
Moje kochane Mefistowe wciąż i niezmiennie ciumkające mnie, diablisko znowu ma brzydką kupę, antybiotyki nie zakończyły sprawy - jest mała poprawa ale dziś zapach był niestety porażająco paskudny. W styczniu było bez temperatury, za to ze złym samopoczuciem i brakiem apetytu - co jest do niego zupełnie niepodobne. Tym razem temperatura jest podwyższona, a Mefisto czuje się bardzo dobrze, ma ogromny apetyt, bawi się, szaleje, psuje, zrzucił ostatnio kilka przedmiotów - wylał mi resztkę herbaty na...listwę zasilającą - całe szczęście, że była odłączona. Gdzie tu logika?
Dziś urwałam się z pracy - pojechaliśmy na badanie krwi. Myślałam, że nie damy rady na żywca bo mu się wędrowniczek włącza i to taki solidny, nie gryzie, nie drapie ale wierci się tak, że trzeba go mocno trzymać do najprostszych działań. Ale o dziwo był najgrzeczniejszym kotkiem na świecie i taaaaaaaaaaaaakim dzielnym, że poszło zupełnie bezproblemowo.
Morfologia generalnie ok - no troszkę leukocyty w górze, małe odwodnienie - po kilku dniach biegunki to chyba normalne.
Alat, Aspat, kreatynina - ok, amylaza w górze - 1305U/L

Brzuszek nie bolesny, wszystko w normie, dziś temp niższa.
Mefisto nie ma jeszcze 2 lat.
Mój pierwszy pies chorował na trzustkę - nigdy go prawidłowo nie zdiagnozowano

mój tata ma kłopoty z trzustką - generalnie to okropna sprawa. Wiem, że wynik nie jest tragiczny, a dobre samopoczucie - dziś lekko ospale bo odsypia stresy wetowe - dobrze rokuje ale w końcu jestem panikarą. To przecież zobowiązuje
Jeszcze mnie nachodziły rozmaite analogie bo Herman miał powtarzające się biegunki ze śluzem - widząc morfologię się uspokoiłam w tym temacie.
Oby to było podrażnienie, stan zapalny, a nie niewydolność czy co gorszego.
Póki co wraz z wetką zrezygnowałam z testów ELISA i szczegółowych badań określających czy to zewnątrzwydzielnicza niewydolność czy zapalenie czy co innego - są bardzo drogie ale nie o to chodzi. Najpierw spróbujemy dokończyć kurację antybiotykami, podamy lipancreę, wprowadzimy lekką dietę (a chciałam go trochę utuczyć bo takie toto chude choć swoje waży jak się podniesie), potem sprawdzimy profil trzustkowy i zadecydujemy czy badać w ideex czy zrobić ten test elisa

Na pewno zrobię wszystko i przebadam dokładniej. Nie pozwolę by taka sytuacja jak z Drabem się powtórzyła.
Mietek ma dziś spuchnięte oko. Kolejna cholera się przywlokła. Nie kicha, nie łzawi, a wydzieliny tyle, co zmieściłoby się na główce od szpilki. Od dawna go podejrzewam o nosicielstwo jakiegoś herpesa czy innego takiego - niemal zero objawów ale jedno lub drugie oko od czasu do czasu robi takie
niespodzianki. Zaczęłam od łagodnego, słabego roztworu kwasu bornego - zawsze mu pomagało. A jak ni...to trzeba będzie po gentamycynę iść.
Idę coś bez tłuszczu ugotować
Ehh...jak nie urok...no..nomen omen
