Noc przebiegła spokojnie, tylko trochę mnie plecy bolą, ale zaczynam się przyzwyczajać do takiego dziwnego spania. Poprzedniej nocy Mysza była naćpana i trochę wędrowała, a ja się wtedy budziłam i wędrowałam za nią (nie wiedziałam, że mogę tak czujnie spać), tym razem bidula nawet nie wyściubiła nosa ze swojego namiociku. Nad ranem przestraszyłam się, bo zaczęła mruczeć (nie patrząc na mnie nawet) - wiedziałam, że ją boli. Dostała zastrzyk rano i od razu trochę się ożywiła, napiła się wody (wieczorem nie chciała), glamnęła ociupinkę saszetki. Martwi mnie inna rzecz - już ponad 24 godziny nie sikała. Wczoraj rano była o własnych siłach w kuwecie (znieczulenie jeszcze działało), od tej pory nic. Nie nasikała pod siebie - sprawdzałam.
Za kilka godzin jedziemy na kontrolę. Mam nadzieję, że zastrzyk będzie działał, bo nie mam serca jej ruszać - bardzo ją bolało.
Reszta kotów też biedna. Nie wiedzą co się dzieje, nie mam dla nich czasu ani uwagi kiedy jestem sama. Wczoraj późnym wieczorem, kiedy TŻ już był i położyłam się na trochę na kanapę - obległy mnie. Wreszcie byłam dostępna

W rezultacie leżałam z Blondi na kolanach (to już trzeci raz do mnie przyszła ta dzikuska!) i Młodym na klacie, czule podszczypywał mnie w szyję. Przykro mi, ale teraz Mysza jest najważniejsza... A koty zrobiły się kochane, nie zaczepiają jej, a kiedy wychodzę z pokoju, w którym leży - zawsze któreś jej pilnuje. Teraz siedzi tam Szczurek i Młody
zuza - termofor i butelka z gorącą wodą są the best! Mysza przytula się albo do jednego albo do drugiego i chyba lepiej jej się śpi
