Dziękuję za miłe słowa.
Gustawek ma szary nosek, a Orbiś różowy. Urodziły się całkiem białe i będą się wybarwiać do 3 roku życia. Plecki im ciemnieją. Orbisiowi zaczęła rosnąć kocurza główka i kryza, Gustawkowi jeszcze nie. Gustawek jest już po kastracji, bo śpiewał i pachniał płodnym kocurkiem, a młodszy Orbiś miauczy jeszcze jak kociak (właściwie bardziej piszczy, niż miauczy), pachnie, jak kociak, a jąderka ma wielkości małych ziaren pieprzu. Są ze sobą spokrewnione, ale rozwijają się inaczej.
Ale najlepsze są ich słodziakowe charaktery: to miłośnicy ludzi. To są bardzo ufne, dosyć spokojne i bardzo cierpliwe mruczliwe kochacze. Są bardzo mięciutkie. Mają miękką sierść, jak króliki, a ogony jak wiewiórki.

Jak się je bierze na ręce, to robią się takie wiotkie. Żaden nigdy nikogo nie udrapnął. Nie uciekają, gdy przychodzą goście, lubią dzieci. Gustawcio ma w sobie więcej powagi, jego postawa często mówi: "okaż mi szacuneczek", a Orbiś to luzak. Ale swoje zdanie mają i czasami pragną mieć czas na swoje kocie sprawy i nie należy im wtedy przeszkadzać.
Ostatnio, jak były kłute igłami u weta, nawet się nie wyrywały.
Mogę tak jeszcze długo się zachwycać. Nie ma co, szczęściarze z nas, że siebie mamy.
Kociaki są co prawda delikatne, a Gustawcio to zwyczajny chorowitek

.
I pomyśleć, że są moje, bo uparłam się, żeby mieć koniecznie zdrowe, wypieszczone i dopilnowane koty, żebym nie musiała o nie drżeć i latać po lecznicach.

Widocznie byliśmy sobie przeznaczeni.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jestem nadopiekuńcza i rozpuszczam je, jak dziadowski bicz. Ale one są takie grzeczne, w ogóle nie psocą. Co mam je wychowywać, jak to kotki doskonałe?: 1luvu:
Nawet nie muszę ich przegładzać, choroba je przegłodziła. W ciągu dnia nie wymiotowały.

Obiad zjadły z rączki, z talerzyka niedobre. Apetyt mają raczej kiepski. Same nie wiedzą, czego by chciały... Są na antybiotykach. Muszę im podawać probiotyk.