bo u nasz wszystko jak za Franza Josefa miało być

kiedyś cholerny młodszy braciszek podniósł mi blat biureczka (wlazł pod spód, a to był taki blacik podnoszony i zamykany na kluczyk - kto z małolatów pamięta segment "kowalskiego", ten wie) i wywrócił kałamarz na cholerny zeszyt ćwiczeń
nienawidziłam go od tej pory ze zdwojoną energią

pierwszy chińczyk to chyba w drugim półroczu II klasy - wcześniej nie pozwalano, że niby charakter pisma się zepsuje
ja tam nie wiem, pisałam i pisałam tą maczaną stalówką a i tak charakter mam okropny
pisma i ten osobisty

chińczyk był boski, chociaż ta gumka, która się naciskało, żeby napompować atrament do zbiorniczka czasem się skręcała w takiej jakby prowadnicy metalowej i wtedy pióro i tak było na nic (miał tak ktoś?)
pierwsze chińczyki były świetne, ale potem chińskie stalówki były już made in china i to była rozpacz - ciarki mi po plecach chodzą, jak sobie przypomnę to skrobanie po papierze
pierwsze pióro na naboje miałam chyba w szóstej klasie, a może siódmej
to była ulga, bo kto pamiętał, żeby co rano "naciągnąć" chińczyka?
eh, to se ne vrati

ale może i lepiej
