mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli [*]

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob mar 30, 2013 17:47 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

izabela132 bardzo mi przykro :( też musieliśmy podjąć taką samą decyzję :cry: i mimo że było to w Wigilię ciężko jest do dzisiaj nam się podnieść :cry:

CatAngel

Avatar użytkownika
 
Posty: 16425
Od: Pt cze 04, 2010 10:22
Lokalizacja: Śląsk

Post » Sob mar 30, 2013 21:06 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

[*][*][*] sliczne to wszystko, co pisalas o Nim... smutne, ale przepelnione wielka miloscia.
wyj, placz, krzycz... jesli tylko to przynosi ci ulge-nie tlum tych emocji w sobie.

Kociara82

 
Posty: 45874
Od: Czw paź 09, 2008 22:20

Post » Sob mar 30, 2013 21:38 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Bardzo współczuję i ROZUMIEM.Max był ze mną 18 lat....był całym moim światem.I także musiałam go uśpić....8 września.Jest dalej w moim sercu,mimo że mam jeszcze Kasię i Żwirka,kupę bezdomniaków-wyję za nim po nocach.Trzymaj się kochana.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

jaga1666

 
Posty: 980
Od: Pon sie 06, 2012 12:48
Lokalizacja: stalowa wola

Post » Sob mar 30, 2013 22:51 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Izuń, czytam i nie mogę przestać płakać :cry:
Tak bardzo mi smutno że odszedł Twój przyjaciel, straszny ból.
Izuń nie jesteś sama, jesteśmy my i trzymamy Cię za rękę.
Bo już tak jest wśród nas że jak którejś kotuś odchodzi to nasze serce też pęka z bólu :cry:
Obrazek

agusialublin

Avatar użytkownika
 
Posty: 16505
Od: Nie lip 29, 2012 20:27
Lokalizacja: lublin

Post » Nie mar 31, 2013 1:47 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Dziękuję kochane za te słowa otuchy. Zbieram sie powoli w garść. Codziennie sobie rozmawiamy z Whiskiem, bo jest blisko mnie. Mój partner ma mnie za czubka i nie jest w stanie zrozumieć co ja czuję. To co że rano mówię mu "cześć Whiskey", jest w domu to tak chcę robić. Jestem na etapie złości. Złości na świat, złości na lekarzy, złości na ludzi którzy się ze mnie wyśmiewają, nie rozumiejących co to jest miłość do zwierzaka i zwierzaka do człowieka.
Dzisiaj córka mojej koleżanki zrobiła mi niespodziankę. Gdy wychodziłam do domu dała mi prezent. Była to pisanka. Pisanka dla Whiskiego. Z jego imieniem. Wzruszyłam się do łez, że choć jedna osoba wie co czuję. Że tęsknię za nim, za jego mruczeniem, za jego masażami, za wyjadaniem mi z talerza a przede wszystkim za jego dumą i fochami. Oj tak miał fochy jak każdy samiec :-)
Pisankę położyłam obok niego. No i znowu był ten szyderczy uśmiech. Szlak mnie trafia patrząc kim jestem otoczona, bezdusznymi egoistami.
Ale niech sobie myślą co chcą, dla mnie Whiskey zawsze będzie ze mną, zawsze będzie latał po schodach, pętał się między nogami, wchodził do łazienki i dużo dużo innych rzeczy będzie nadal ze mną robił. Bo wierzę w kocie aniołki i wierzę że kiedyś do mnie wróci. Bedę spoglądała głęboko w oczy kociakom, może w jednych z nich dostrzegę te wyjątkową głębie i ignorujący wzrok mojego Whiskiego.

Zapewne będę jeszcze tu nie raz pisała, ponieważ jest to jedyne miejsce gdzie moge pisać o tym co czuję, o moim żalu i złości że mnie to spotkało. Że Bóg wziął do siebie Whiskiego chociaż ma w swoim otoczeniu dużo kociaków. Może tak miało być, może był czas aby Whiskey poszedł w miejsce gdzie go także potrzebują. Nie wiem, nie wiem dlaczegooooooooooooo. Mach ochotę komuś walnąć. Dzisiaj miałam okazję dać upust swoim nerwom i swojemu żalowi. Dano mi do rąbania stare dechy. Pomogło....na chwilę. Taki ból nie mija, nigdy. Zawsze wracają wspomnienia. Wiem o tym bo dokładnie 2 i pół roku temu zginął mój pierwszy kot Boluś. Do tej pory ogarnia mnie ból. A tu znowu cios. Ile jeszcze??

Powiedziałam córce, że gdybym mogła to nie wziełabym już więcej kota, bo niosę im śmierć. Ale nie chcę ranić mojej Bonusi, która cały czas lata i szuka Whiskiego. Czy to w jego ulubionych miejscach w domu, czy też w ogrodzie. Nawet nie macie pojęcia, jak otwieram drzwi na ogród a ona biegiem leci w miejsce gdzie zawsze miał zwyczaj wylegiwać się Whiskey. Szuka, wącha a po chwili biegiem wraca do domu z żałosnym miaukiem. Nie rozumie co się stało.

Dziękuję że przy mnie jesteście i życzę Wam Zdrowych i Spokojnych Świąt Wielkanocnych
Iza

izabela132

 
Posty: 135
Od: Pon kwi 30, 2012 12:05

Post » Nie mar 31, 2013 17:18 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

nie zrozum mnie zle... nie chce, bys myslala, ze to jakis przytyk czy cos w tym stylu...
dziwie sie, ze zdecydowalas sie trzymac prochy swojego kociego przyjaciela w domu... Ja bym nie potrafila. Nie chodzi mi tu o to, ze to moze byc odebrane jako profanacja-bo z takimi opiniami tez sie kiedys spotkalam, choc to dotyczylo prochow czlowieka. Nie chodzi mi tez o zadne wzgledy religijne czy cos w ten desen. Poprostu uwazam, ze zarowno czlowiek jak i zwierze powinni po smieci spoczac w grobie, uwazam, ze dopiero wowczas dusza zmarlego jest w stanie zaznac spokoju i dopiero wtedy moze spokojnie przejsc na druga strone, bo po tej stronie moim zdaniem sie meczy, usilnie poszukujac ciala w ktorym zyla.

Poza tym uwazam, ze to rozdrapywanie rany. Ja nie chcialabym nigdy trzymac niczyich prochow w domu, nawet ukochanego zwierzaka, bo to by mnie dolowalo jeszcze bardziej. Bolalo by jeszcze bardziej i za kazdym razem, jakbym na urne z prochami patrzyla przypominalabym sobie cierpienie ukochanej istoty i moje cierpienie, kiedy patrzylam bezradnie na jego cierpienie majac swiadomosc, ze nie moge zrobic nic, ze nie moge wziac tego cierpienia na siebie...

Poza tym mysle tez, ze Twoj Kot chcialby, bys przygarnela jakiegos innego zwierzaka, ktory potrzebuje pomocy, by chociaz mial szanse na te pomoc, tak jak szanse mial on sam dzieki Tobie. Whiskiemu nie udalo Ci sie pomoc, nie udalo Ci sie go uratowac, bo choroba okazala sie bezlitosna tym razem. Ale moze gdzies obok, moze nawet o tym nie wiesz, jest jakis kot, ktory choruje, ale nie jest ta choroba jeszcze tak powazna, jeszcze da sie cos zrobic, tylko on potrzebuje szansy, tylko chce by ktos go zauwazyl. Whiskey na pewno chcialby, bys temu kotu pomogla tak, jak chcialas pomoc jemu.

Dla mnie trzymanie w domu prochow Whiskiego to zamkniecie sie calkowicie na milosc do innego kota, zamkniecie sie na cierpienie innego kota, ktoremu moglabys pomoc tak, jak chcialas pomoc swojemu przyjacielowi.

Nie, nie potepiam Cie za to, staram sie zrozumiec powody, ktore Toba kierowaly, szanuje to, choc sama nie podjelabym takiej decyzji.
Osobiscie wolalabym np jakis oltarzyk ze zdjeciami kiciusia. To dla mnie osobiscie byloby lepsze, wtedy czulabym, jakby ten kot naprawde tu wciaz byl, albo tylko powiedzmy "wyjechal na dluzsze wakacje ale wroci".

Wiem, ze decyzja o eutanazji byla cholernie ciezka. Sprobuj jednak pomyslec o tym w ten sposob, ze to najlepsze, co moglas dla ukochanego kotka zrobic, ze to tez byl z Twojej strony dowod wielkiej do Niego milosci. Zwlaszcza, ze pozwolilas Mu odejsc w domu, ze do konca z Nim bylas, do samego konca. To na pewno dla Niego bylo bardzo wazne.

Kociara82

 
Posty: 45874
Od: Czw paź 09, 2008 22:20

Post » Nie mar 31, 2013 19:16 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Myślę tak samo-mój ukochany Max jest ze mną i pragnie abym przygarniała i pomagała innym kotom.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

jaga1666

 
Posty: 980
Od: Pon sie 06, 2012 12:48
Lokalizacja: stalowa wola

Post » Nie mar 31, 2013 22:34 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Pomagam kotom. Pomagam. Nazywają mnie tu kocią matką. Dokarmiam bezdomne koty i mają miejsce ciepłe u mnie na ogródku.

Co do mojej decyzji o kremacji Whiskiego. Była tylko jedna, jedyna przesłanka dziewczyny. To nie jest mój dom, to nie jest mój ogród. Jak większość polaków w UK po prostu wynajmuję. Nie darowałabym sobie nigdy, gdybym w przypadku konieczności zmiany mieszkania nie miała możliwości odwiedzić Whiskiego. Znałam Whiskiego, on nie był przyzwyczajony do miejsca tylko do nas...do rodziny i wiem że chciałby z nami być. Taki już był. Kiedyś jak będę miała swoje stałe miejsce w życiu to on też je będzie miał. Cóż w UK kremacja zwierząt to raczej normalna rzecz. A nie moge pozwolić, by kiedykolwiek, jak właściciel domu wróci i zrobi sobie np. nową koncepcję ogrodu, jacyś robotnicy mogliby sprofanować zwłoki Whiskiego. Mam nadzieję że mnie rozumiecie, że nie mogłam.

izabela132

 
Posty: 135
Od: Pon kwi 30, 2012 12:05

Post » Nie mar 31, 2013 22:57 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Czytałam całą Twoją opowiesc o Whiskeyu.
Bardzo mi żal kocurka i Ciebie. Po śmierci mojego Pimpasa, który mimo że ostatnie 2,5 roku życia spędził u mojej mamy ( to był jego wybór, zakochał się i już ), był nadal moim Pimpasem, jechałam po niego 300 km, żeby pochować go w naszym leśnym ogrodzie. śpi pod krzewem błękitnej budlei, o którą bardzo dbam bo jest jego, ale czasem nachodzą mnie myśli, że kiedyś to miejsce może przestać być moje , ktoś inny przyjdzie i zmieni to miejsce. Nie podoba mi się ta myśl, chciałabym posadzić drzewo, którego nic nie zniszczy ale i drzewa przemijają.
Czasem gadam sobie do niego, tak by TZ nie widział, też usłyszałam kiedyś swoje i nigdy tego nie wybaczę i nie zapomnę.
Bardzo, bardzo Cię rozumiem.

marivel

Avatar użytkownika
 
Posty: 2420
Od: Sob mar 21, 2009 12:48
Lokalizacja: skądinąd

Post » Pon kwi 01, 2013 10:25 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Izuń, tak bardzo współczuję Ci straty kotusia. Tak bardzo mi przykro że nie masz z kim na miejscu dzielić tego bólu po Whiskim. Ze sama jesteś w swojej żałobie. Ze otaczają Cię ludzie nieczuli na krzywdę zwierząt i te ich przytyki i podśmiewanki. Jak ja takich ludzi nie lubię,działają mi na nerwy. Takie cwaniaczki pustaczki.Jak można być takim ograniczonym i widzieć tylko czubek własnego nosa. Ja takich omijam i nie słucham. Tylko najgorsze jest wtedy jak ci ludzie to najbliżsi,to bardzo boli. No cóż, tak sobie myślę że tacy ludzie tez kiedyś będą w potrzebie, wtedy ja z czystym sumieniem się na nich wypnę. Ostatnio to więcej współczucia mam do zwierząt niż do ludzi prawdę mówiąc.

Izuń, jak tylko będziesz miała ochotę pogadać,powspominać Whiskiego to pisz. Ja mogę godzinami słuchac o powieści o kociakach a już oglądanie fotek to czysta przyjemność. Jak możesz to wstaw zdjęcia kociaków.
Ja mam to szczęście że o naszych kotach mogę pogadać z moim męzem. Może nie ma takiego bzika jak ja ale tez na swój sposób je kocha.

Izuń dobrze że trafiłaś na forum. Tu nie jesteś sama, tu możesz się wyżalić,pogadać bez końca o kotach. Ja na forum znalazłam przyjaciół. Tu nikt nie będzie się z Ciebie śmiał ze gadasz z kotami bo tu każdy z nas gada ze swoimi. Ja na przykład bez końca nawijam moim kotom :D
To że częściej biegamy z kotem do veta niż ze swoimi dolegliwościami do zwykłego lekarza to też normalka. Ja swojego veta pytałam ostatnio czy nie mógłby zostać naszym lekarzem rodzinnym :mrgreen:
To że bardziej dbamy o swoje kociaste niż o siebie to też normalka. Jak wchodzę do domu to pierwsze co robię to pędzę dać kociakom jeść. To nic że sama prawie z głodu mdleję, ze mi się siku chce niemiłosiernie albo że jeszcze się nie rozebrałam. No przecież kotusie głodne są :mrgreen:
Załozę się że Ty też tak masz :wink:
Obrazek

agusialublin

Avatar użytkownika
 
Posty: 16505
Od: Nie lip 29, 2012 20:27
Lokalizacja: lublin

Post » Pon kwi 01, 2013 11:53 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

nie potepiam kremacji, wrecz przeciwnie, jestem jej zwolenniczka czy to dotyczy ludzi czy zwierzat...
szanuje Twoja decyzje w kwestii prochow kotka, rozumiem powody, ktore Toba kierowaly.
Masz racje, ze ciezko by bylo nie moc odwiedzac grobu przyjaciela, czlonka rodziny...

Masz jakies zdjecie kumpla, ktore moglabys tu wstawic?
Swoja droga fajne imie mial kocio :D Bardzo oryginalne, nietypowe, ale swietne :ok:

Kociara82

 
Posty: 45874
Od: Czw paź 09, 2008 22:20

Post » Pon kwi 01, 2013 16:46 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Nawet nie macie pojęcia jak sie cieszę że tu jestem i że Wy tu jesteście. Wczoraj miałam doła giganta. Zapsułam święta. Ale ja nie miałam ochoty na radość a tym bardziej świetowanie. Cały czas analizuję, czy zrobiłam wszystko aby uratować Whiskiego. Dlaczego jego system immunologiczny przestał prawidlowo działać. Mial 20 tygodni jak z nami zamieszkał. Nie miał żadnych szczepień. Poszlam do veta i nie mógł byc szczepiony bo miał katarek i kaszlał. Badania krwi, antybiotyk. On już byl slaby jak byl maly. Dalaczego wtedy o tym nie pomyślalam. Teraz za dużo czytam i wkręcam sobie winę, głupotę. Wiem że częstą przyczyną raka jest brak walki ze stronu układu odpornościowego. Że jak nie mam dowodu że to genetyka to nie moge tak myśleć. Znajoma hodowczyni powiedziała że często w tym wieku koty zaczynaja chorowac na raka z powodu zaburzeń immunologicznych. Że organizm pozwala rosnąć tym komórkom rakowym, nie wytwarzajac jednocześnie żadnych przeciwciał. Ale nie da rady prześwietlić zwierzątko na wylot by wszystko wiedziec. Nie mam pojęcia jak długo sie męczył, bo do końca zachowywał sie cicho i dumnie. Tylko te oczy mówiły - prosze pozwól mi iść abym mógł odpocząć.
Wierzę że jego duszyczka jest wolna, mimo że prochy mam w domu. Czasami sie zastanawiam czy czasem nie lata po ogródku, bo Bonka zachowuje sie tak jakby sie z nim bawiła. Gdyby nie ta wiara to już jestem w psychiatryku albo na prochach.
Rano schodze do pokoju i mowię cześć Whiskey jak tam minęła nocka i smyrgam go za uchem, jak to zawsze robiłam. Ale brakuje mi jednego. Jego powitań. Jak stawał na 2 tylnych łapkach a przednie wyciągał na góre. Ja mówiłam oppaaa do mami i jak mi wskakiwał na ręce. To bylo cudne uczucie.
Moje koty są na pierwszym miejscu w domu. Też tak mam, że rano najpierw kotkom papu dac , posmyrac a dopiero potem wziąć sie za siebie. Po pracy to tez najpierw mizianko, potem jedzonko a na końcu cała reszta.
Zastanawiam sie czy czasami mój TZ sie nie cieszy z tego co sie stało. Bo zawsze mi wytykal że bardziej interesuje sie kotami jak nim. Że powinnam zostać sama z kotami. I straszy że sie wyprowadzi. Teraz jest mi wszystko jedno. Chce niech idzie. Wplna droga.

Zdjecia wstawie jak tylko zobaczę jak. Ewentualnie na instagrami albo picassie i wkleje wam linka. Mam tez FB. Jeśli chcecie :-)
https://www.facebook.com/izabela.ziebaa

jak macie FB to wyslijcie mi zaproszenie.

Dziękuję dziewczyny

izabela132

 
Posty: 135
Od: Pon kwi 30, 2012 12:05

Post » Pon kwi 01, 2013 17:06 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Ja już wysłałam :ok:
zamiast swojego zdjęcia mam Rysię szczerzącą kły na niebieskiej podusi :D
Obrazek

agusialublin

Avatar użytkownika
 
Posty: 16505
Od: Nie lip 29, 2012 20:27
Lokalizacja: lublin

Post » Pon kwi 01, 2013 17:12 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

Izuń, czy Ty w ulubionych filamch masz Dirty Dancing?
nawet nie wiesz ile cudownych wspomnień ma z tym filmem związanych, aż sie rozmarzyłam.
To były piekne czasy :1luvu:
Obrazek

agusialublin

Avatar użytkownika
 
Posty: 16505
Od: Nie lip 29, 2012 20:27
Lokalizacja: lublin

Post » Pon kwi 01, 2013 17:20 Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli

nie znam sie na tym, ale tak mi przeszlo przez mysl... czy robilas mu kiedykolwiek badania krwi pod katem FIV? Ten wirus oslabia uklad odpornosciowy zwierzaka bardzo, wiec tak mi przeszlo przez mysl, czy on nie mial od urodzenia tego paskudztwa, skoro tak sie wszystko potoczylo... Rak nie wytworzy sie przeciez z dnia na dzien, to jest dluzszy proces. A Whiskey byl mlodziutki... Wiec moze mial tez FIV-a dlatego slaby uklad odpornosciowy nie mial sily walczyc z rakiem, dlatego raczysko tak latwo pokonalo niczemu niewinnego kotka...

Na pewno zrobilas wszystko. Mozna podawac leki przeciw bolowe, owszem, ale jak dlugo? Jesli poprawa po lekach jest krotkotrwala, albo w zasadzie tylko po zaaplikowaniu leku jako taka poprawa jest... Jesli zwierze cierpi, jesli go cos bardzo boli... Pisalas, ze zajete byly organy wewnetrzne, ze przerzuty byly... Wiec nie moglas zrobic nic wiecej jak tylko pomoc Mu godnie przejsc do lepszego swiata. To normalne, ze w takich sytuacjach czlowiek sie zastanawia, czy aby na pewno nie mozna bylo nic wiecej zrobic... Takie watpliwosci ma kazdy, kto musi taka decyzje podjac. To naturalne.

ps.zaproszonko wyslane, w pw napisalam, ze to ja, Kociara82 z miau :)

Kociara82

 
Posty: 45874
Od: Czw paź 09, 2008 22:20

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], lucjan123 i 27 gości