Wasia nie zjadł kabli, ani myszki, w zasadzie nie zjadł mi jeszcze w domu nic, oprócz kawałka flory doniczkowej (na szczęście nie trującej, ale co się naszukałam nazwy, to tylko ja wiem...) Nie liczę również dwóch ton mięsa, podrobów, ryby, puszek i RC, albowiem co, jak co, ale apetyt to on ma...
Za myszką biega, owszem, jeno za plastikową. Chociaż od sztucznej myszki dużo zabawniejsza jest gąbka do ścierania "dzieckowej" tablicy. Pół godziny potrafi za nią hopsać, a potem pada na podłogę, dychając ciężko. Po czterdziestu dwóch sekundach odpoczynku rzuca się na nią znowu i tak potrafi pół wieczoru.
Wracając do tematu kupala - rady z gotowaniem mięsa były cenne zaiste. Kupolki znowu są zachwycająco twarde i nie śmierdzące. No i po jednym dziennie, a nie trzy, jak to wcześniej się działo.
Wiosna istotnie nadeszła

U nas przynajmniej było już przez dwa dni pięknie do tego stopnia, że jak się w pracy wychodzi na dotlenienie

to nie chce się wracać za biurko.
Ale to nie wiosna przyczyniła się do naszej nieobecności, a ogrom pracy...

Szkoda gadać...
Wasia też pracy ma mnóstwo, bo intensywnie przybiera na wadze, śpi, no i biega za gąbką oczywista. A do tego musi pilnować dobytku, bo od kilku dni pielgrzymują do nas fachowcy, administrator i rzeczoznawcy, albowiem pękła rura i woda poczyniła szkody u nas i sąsiada. Przybywają zwłaszcza, kiedy nie ma nas w domu, tak więc kocio ma łapy pełne roboty, żeby dopilnować wszystkiego i ogarnąć ten bałagan. Wiecie jacy są fachowcy i ubezpieczeniowi rzeczoznawcy...
Od dzisiaj również kocio ma kolejną sprawę na łebku, bo dziecię leży z gorączką, więc Wasiek cały dzień leży przy młodym, mruczy i wyciąga chorobę.
Same więc widzicie, że nie ma kiedy pisać, bo pracy jest mnóstwo, a Wasia ma jej najwięcej

A! No i Aloszy wysłuchaliśmy rodzinnie, kocio także. Dziękujemy
