Pączek i Toffik w jednym stali domku... ;)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro cze 06, 2012 19:53 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Nie ma krwi= nie ma problemu. A już na pewno duży małego nie zabije ani nie uszkodzi ciężko. Najwyżej jakieś zadrapanie. Nie interweniować, dopóki nie ma krwi !

Mrata

 
Posty: 2906
Od: Pt cze 06, 2008 17:50
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt cze 08, 2012 15:28 Tragiczne dokocenie, czyli Pączkowo - Toffikowe sprawy ;)

Witam się :) bardzo, bardzo przepraszam za nieobecność... jestem teraz i już zdam relację co u nas...
Na początku chciałabym jednak wszystkim podziękować za zaangażowanie w nasze kociulaste sprawy ;)
Pączek z Toffikiem --> nie jest to LoveStory, czy też BigLove... Pączek nadal potrafi tak wytarmosić Toffika, że nie wiemy, czy małemu dzieje się krzywda, czy nie... przestaliśmy jednak interweniować... lały się strasznie... z dnia na dzień obserwowaliśmy Toffiego, czy nie ma zadrapań, ran, etc. ... i ku naszemu wielkiemu zdziwieniu na Toffikowym ciałku nie pojawiło się najmniejsze zadrapanie 8O tak jak napisałam, nie jest to żadne Big Love, samych też ich nie zostawiamy jak wychodzimy z domu... każdy zamknięty jest w osobnym pomieszczeniu... jednak się obawiamy trochę, żeby krzywdy sobie nie zrobiły... bo kiedy Pączek traktuje "wgryzanie się" w Toffikowy brzuszek na żarty jek :ok: czasami jednak mam wrażenie, że jest już tak podenerwowany, iż nie patrzy czy mocno gryzie, czy delikatnie... w każdym razie tragedii nie ma :lol: mam nadzieję, że z czasem się sytuacja jeszcze bardziej wyklaruje :)

co zauważyłam u Pączka: jest strasznie opiekuńczy... w środę pierwszy raz wyprowadziliśmy Toffika na pole... na początku trochę się obawiał, płakał więc Pączek podszedł i polizał go po głowie (tak jakby chciał powiedzieć "nie bój się, nie jesteś sam")... potem Toffik zaczął wszystko obserwować... jak tylko odszedł gdzieś dalej, Pączek natychmiast wkraczał do akcji i nie pozwolił mu się dalej oddalić... myślał też, że maluch będzie chciał się z nim bawić, bo podbiegał do Toffika, trącał go łapką i uciekał,chciał żeby Toffik go gonił... niestety Toffisław zainteresowany był wszystkim tylko nie Pączkiem ;)

mama opowiadała mi, że wczoraj jak otworzyła okno i kiciolki wyszły na zewnętrzny parapet, to Pączek pilnował, żeby Toffik nie spadł, żeby nie odszedł za daleko...

jedynym minusem po dokoceniu jest fakt, że Pączek nie jest z nami już tak blisko jak był wcześniej... nie przychodzi do łóżka na spanie i mizianki :(
Obrazek Obrazek Obrazek

[*] :( Bingo 05.1996 - 08.2013
[*] :( Kiara 07.2009 - 09.2010

Junia

 
Posty: 56
Od: Śro lut 02, 2011 11:31
Lokalizacja: Wolbrom/Olkusz/Kraków

Post » Pt cze 08, 2012 15:51 Re: Tragiczne dokocenie... :(

:ok: :D
Junia pisze:jedynym minusem po dokoceniu jest fakt, że Pączek nie jest z nami już tak blisko jak był wcześniej... nie przychodzi do łóżka na spanie i mizianki :(

Poczekaj, nacieszy się towarzystwem małego i będziesz mieć dwa kocury rozpychające się w łóżku. :)
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39191
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pt cze 08, 2012 15:54 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Tak nieśmiało spytam: czy koty muszą wychodzić?
Na jakiej wysokości jest ten zewnętrzny parapet?
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pt cze 08, 2012 16:25 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Gretta, rozumiem, że jesteś przeciwniczką kotów wychodzących ;)
natomiast ja w tym temacie mam dosyć sprzeczne poglądy... nie mam serca pozbawiać moich kiciolków trawy, słonka, świeżego powietrza... uważam to za czysto niehumanitarny sposób wychowywania kiciolków... no spróbujcie zamknąć się na całe życie w domu bez trawy, słonka, deszczu, świeżego powietrza... :( bardzo smutne musi być życie takich kotków... choć powiem szczerze, że strasznie się martwię jak Pączek wychodzi do ogrodu na spacer... to chyba jest tak jak z dziećmi, martwimy się o nie, troszczymy, ale mimo wszystko pozwalamy im wyjść z domu, np. na dyskotekę, czy wyjechać na wakacje...
Obrazek Obrazek Obrazek

[*] :( Bingo 05.1996 - 08.2013
[*] :( Kiara 07.2009 - 09.2010

Junia

 
Posty: 56
Od: Śro lut 02, 2011 11:31
Lokalizacja: Wolbrom/Olkusz/Kraków

Post » Pt cze 08, 2012 17:34 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Różnica jest w tym, że nastolatek już wie, że przez ulicę przechodzi się na zielonym świetle i nie warto zaczepiać obcych. Dwulatek (albo kot) nie widzą i dlatego świat jest dla nich bardzo niebezpiecznym miejscem. Ja też uważam, że świeże powietrze, trawa i słońce to dla kota niesamowita atrakcja, ale wyłącznie na zabezpieczonej posesji, z której zwierzak nie może sam wyjść. Albo na smyczy. Inaczej to tylko kwestia czasu, aż coś kota zabije. Po prostu.

Co i rusz mamy w klinice koty potrącone przez samochód, połamane, pogryzione, poszarpane czy zmaltretowane, które "zawsze wychodziły i nic im nie było". A to ta mniejszość, której udało się wrócić do domu i którą właściciele chcieli ratować. Kotów, które znikają bez śladu, jest całe mnóstwo. Radzę więc zabezpieczyć ogród, bo w przeciwnym razie przyjaźń Pączka i Tofika może nie trwać długo...
Obrazek Obrazek + Kosmicia i Migotka
Moje koty żywię BARFem.

alukah

 
Posty: 420
Od: Wto maja 31, 2005 15:16
Lokalizacja: Łódź/Lublin

Post » Pt cze 08, 2012 17:42 Re: Tragiczne dokocenie... :(

alukah pisze:Różnica jest w tym, że nastolatek już wie, że przez ulicę przechodzi się na zielonym świetle i nie warto zaczepiać obcych. Dwulatek (albo kot) nie widzą i dlatego świat jest dla nich bardzo niebezpiecznym miejscem. Ja też uważam, że świeże powietrze, trawa i słońce to dla kota niesamowita atrakcja, ale wyłącznie na zabezpieczonej posesji, z której zwierzak nie może sam wyjść. Albo na smyczy. Inaczej to tylko kwestia czasu, aż coś kota zabije. Po prostu.

Co i rusz mamy w klinice koty potrącone przez samochód, połamane, pogryzione, poszarpane czy zmaltretowane, które "zawsze wychodziły i nic im nie było". A to ta mniejszość, której udało się wrócić do domu i którą właściciele chcieli ratować. Kotów, które znikają bez śladu, jest całe mnóstwo. Radzę więc zabezpieczyć ogród, bo w przeciwnym razie przyjaźń Pączka i Tofika może nie trwać długo...

:ok:
Moi wychodzą na smyczy dzięki czemu nie są pozbawieni tych wszystkich atrakcji, a za to są bezpieczni.

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt cze 08, 2012 18:13 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Junia pisze:Gretta, rozumiem, że jesteś przeciwniczką kotów wychodzących ;)
natomiast ja w tym temacie mam dosyć sprzeczne poglądy... nie mam serca pozbawiać moich kiciolków trawy, słonka, świeżego powietrza... uważam to za czysto niehumanitarny sposób wychowywania kiciolków... no spróbujcie zamknąć się na całe życie w domu bez trawy, słonka, deszczu, świeżego powietrza... :( bardzo smutne musi być życie takich kotków... choć powiem szczerze, że strasznie się martwię jak Pączek wychodzi do ogrodu na spacer... to chyba jest tak jak z dziećmi, martwimy się o nie, troszczymy, ale mimo wszystko pozwalamy im wyjść z domu, np. na dyskotekę, czy wyjechać na wakacje...

A owszem, bo miałam kiedyś kotkę wychodzącą - standardowo, "z domu z ogrodem w bezpiecznej okolicy". Kota miała dwa poważne wypadki - raz omal nie straciła łapy a drugi - życia.
Po drugim wypadku bardzo żałowałam, że po pierwszym uległam i wypuściłam ją z powrotem. :evil:
Nigdy więcej kota wychodzącego. Bezpieczne okolice nie istnieją.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pt cze 08, 2012 20:45 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Mam jednego "wolnościowca", ale dużo bym dała, żeby siedział w domu, jak ten drugi... Kiedy mieliśmy na działce malutkie Kitikoty, też był bardzo opiekuńczy - jednego nawet z drzewa "zdjął", kiedy maleńtas wlazł na jabłonkę i darł się rozpaczliwie. Duży wlazł za nim i zrzucił go na ziemię, wysoko nie było, tylko straszno.
Wychodzę z założenia - jeśli można nie wypuszczać, to nie wypuszczać.

Mrata

 
Posty: 2906
Od: Pt cze 06, 2008 17:50
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pt cze 08, 2012 20:49 Re: Tragiczne dokocenie... :(

MariaD pisze::ok: :D
Junia pisze:jedynym minusem po dokoceniu jest fakt, że Pączek nie jest z nami już tak blisko jak był wcześniej... nie przychodzi do łóżka na spanie i mizianki :(

Poczekaj, nacieszy się towarzystwem małego i będziesz mieć dwa kocury rozpychające się w łóżku. :)


Skadś to znam.... Moje kocury śpią ze mna na środku łóżka a ja na skraju. Pare dni temu po przebudzeniu miałam taki widok:
Obrazek

I fakt, jak się nacieszą to będą przychodzić ale trochę to potrwa. Moj Tygrys po przygarnięciu drugiego kotka nadal rzadko przyłazi do miziania a minął ponad miesiąc.
Obrazek

pchełeczka

 
Posty: 1691
Od: Pt kwi 13, 2012 14:55
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob cze 09, 2012 23:01 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Mam nadzieję, że jeszcze chwilka i będziemy spać w czwóreczkę w łóżku ;)
Obrazek Obrazek Obrazek

[*] :( Bingo 05.1996 - 08.2013
[*] :( Kiara 07.2009 - 09.2010

Junia

 
Posty: 56
Od: Śro lut 02, 2011 11:31
Lokalizacja: Wolbrom/Olkusz/Kraków

Post » Sob cze 09, 2012 23:18 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Spoko - poczekaj do jesieni, to wszyscy będą się chcieli razem pogrzać w wyrku :ok:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie cze 10, 2012 10:55 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Też na to liczę bo te małe cwaniaki wiedza nawet jak pod kołdrę wleźć bez zaproszenia żeby dupcie podgrzać.... Mój Tygrys to potrafi zrobić taki wślizg, że dolatuje do kolan prawie... hahhahaha
Obrazek

pchełeczka

 
Posty: 1691
Od: Pt kwi 13, 2012 14:55
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw cze 14, 2012 13:10 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Dzisiaj byliśmy z Toffisławem u pana doktora... dwa tygodnie temu skończył przyjmowanie antybiotyku w związku z katarem... niestety od jakiegoś czasu ma mokry nosek, wygląda to jak zwykła woda... stwierdziliśmy z mężem, że trzeba byłoby to skonsultować... pan doktor nas kojarzył... stwierdził, że Toffik rośnie jak na drożdżach, z dnia na dzień coraz większy :lol: taka jestem szczęśliwa i dumna, że jednak dobrze mu się u nas mieszka... z Pączkiem relacje w miarę ułożone, choć Pączulo nadal napastuje malucha, a jak się zdenerwuje to Toffik nie może sobie znaleźć miejsc, tak mu Pączek dokucza... wracając do dzisiejszej wizyty, pan doktor wstrzymał się z podejmowaniem jakichkolwiek działań... stwierdził, że żadnych odchyleń od normy nie widzi, a "katarek" Toffika to najprawdopodobniej zwykła alergia... więc mamy dać mu spokój ;) gdyby faktycznie coś się działo, jeżeli widzielibyśmy, że Toffisław jest osłabiony, ospały i nie chce jeść to mamy przyjechać... ale w obecnej sytuacji nic nie trzeba robić... :)

Pączek oczywiście cały dzisiejszy dzień spędził w kanapie (w sensie - w pojemniku na pościel, czyli na pościeli ;) ). Nawet chyba się nie zorientował, że Toffika w domu przez moment nie było... Na szczęście skończyło się przynoszenie kleszczy do domu... kupiliśmy mu obróżkę i jest święty spokój... a potrafił ze spaceru przynieść nawet 3 sztuki... :(

Także tak się u nas kręci świat... cały czas do przodu, cały czas kiciulowato... i oby tak dalej :ok:
Obrazek Obrazek Obrazek

[*] :( Bingo 05.1996 - 08.2013
[*] :( Kiara 07.2009 - 09.2010

Junia

 
Posty: 56
Od: Śro lut 02, 2011 11:31
Lokalizacja: Wolbrom/Olkusz/Kraków

Post » Czw cze 14, 2012 13:54 Re: Tragiczne dokocenie... :(

Junia pisze:Także tak się u nas kręci świat... cały czas do przodu, cały czas kiciulowato... i oby tak dalej :ok:
To może zmień tytuł wątku :?: :wink: Bo trochę straszy ..
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 84 gości