Bilbuś - kot z dyskopatią

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 06, 2011 17:50 Re: Mój kochany kot ma raka...

Pani z hodowli jest w stałym kontakcie ze mną.Codziennie rozmawiamy.
Dziś pojechaliśmy do paru wetów i nieco się wyklarowało.
Otóż żle napisałam -nie jest to nowotwór kości a nowotwór w rdzeniu kręgowym. Byłam w takim szoku ,że wszystko poprzekręcałam.Wet tez był w szoku i się nie dogadaliśmy .
Ogólnie sytuacja na dziś jest ok.
Bilbo je,myje się,trochę połaził ,był znowu na balkonie.I to wszystko na mniejszej dawce Metakamu.
Za tydzień ,jedziemy z nim do lecznicy.
Dostanie steryd i lekarz go obejrzy.Mamy go tez ważyc i sprawdzać ,czy bardzo nie chudnie.
Jezu ,jakie to silne kocisko.Mam wrażenie ,że tak łatwo się nie podda.

Zdjęć robimy miliony :).
To jest taki model fotogeniczny.Tak potrafi się pieknie upozować;)
Zreszta wszystkie moje koty przechodzą takie foto sesje.
Czasem wyrabiają takie rzeczy ,że nie sposób ich nie zfocić.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Czw paź 06, 2011 17:52 Re: Mój kochany kot ma raka...

wspaniale sobie radzicie,jesteście dla swojego kota wielkim wsparciem.
myślę o was ciepło :kotek:
ObrazekObrazekObrazek

Koszmaria

Avatar użytkownika
 
Posty: 6233
Od: Pon lut 04, 2008 1:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw paź 06, 2011 18:35 Re: Mój kochany kot ma raka...

Głupia kobieta jestem - poryczałam się. Nie mogę spokojnie myśleć o tym, jak odchodziły moje zwierzaki. Szczególnie bolesne są wspomnienia o Bokirce. Ta koteńka w jakiś dziwny sposób zakotwiczyła się wszystkimi pazurkami w naszych sercach. Przegrała z chłoniakiem. Ostanie fotki - na 2 godziny przed odejściem: Bokirka w pampersie, smutna, wychudzona. Nosiłam ją po pokoju i nagle pokazała mi, że chce na swój ulubiony hamaczek. Położyłam ją tam i wtedy sfociłam. Potem przytuliła się do TŻeta, który już zasypiał, a ja usiadłam przy kompie. Od tygodnia spałam po 2 - 3 godziny. Stres nie pozwalał na więcej. Oboje słodko spali. Nagle odwróciłam się - Bokirka usiłowała podnieść główkę i patrzyła na mnie. Natychmiast przyszłam i położyłam się obok niej. Kotunia przesunęła się w moją stronę, oparła pysio o moje ramię, chwilę leżała, a potem z pysia chlusnęła krew. Czułam ciepłą, lepką wilgoć, z przerażeniem obserwowałam powiększającą się plamę krwi... rozpaczliwa bezsilność dosłownie mnie sparaliżowała. Wydawało mi się, że ten krwotok trwa całą wieczność. Nic nie mogłam zrobić, a ciepła plama powiększała się. Objęłam Bokirkę... tylko to byłam w stanie. Czułam pod ręką, jak jej ciałkiem wstrząsają drgawki. Po chwili już nie żyła. Leżałam nieruchomo obejmując ją. Byłam w szoku.
Ostatnio edytowano Czw paź 06, 2011 18:39 przez vega013, łącznie edytowano 1 raz

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw paź 06, 2011 18:36 Re: Mój kochany kot ma raka...

:cry: :cry:
Mały kociak szuka lokum na parę dni.

kotx2

 
Posty: 18414
Od: Wto sty 25, 2011 16:23
Lokalizacja: Zabrze


Post » Czw paź 06, 2011 19:19 Re: Mój kochany kot ma raka...

Laylla myślałam dziś o Was cały dzień. Jeśli kocio interesuje się światem i jest kontaktowy to znaczy, że raczej nie cierpi z bólu.
Cudownie się nim opiekujecie. Daj Boże wszystkim stworzonkom właścicieli, który tak kochają.
Pytałaś kiedy się dowiedziałam... Kiedy pojawił się pierwszy guzek na sutku, jakieś dwa i pół roku temu. Była jedna operacja i pełnia szczęścia, bo wydawało się, że to koniec kłopotów. Niestety kilka miesięcy później guz zaczął odrastać na bliźnie pooperacyjnej. Znów operacja, tym razem usunięcie listwy mlecznej. To był koszmar dla kota, bo rana nie goiła się przez miesiac. Bardzo się zawiodłam na weterynarzach, bo delikatnie mówiąc spaprali robotę i po raz drugi nie pobrali wycinka do badania, choć wyraźnie sobie tego życzyłam. Ale o tym napiszę w "wetach polecanych a zwłaszcza odradzanych".
To było w marcu i wtedy płuca były czyste a wyniki krwi dobre.
Dokładnie 23 sierpnia br. zobaczyłam na zdjęciu RTG, że jest już tylko jedna trzecia płuc i w dodatku cała w guzkach przerzutowych. Kicia odeszła 14-go września.
Wiem, że leki jej pomagały do tego stopnia, że nawet biegała ale mała pojemność płuc powodowała, że bardzo szybko się męczyła. No i te zaparcia... podobno charakterystyczne dla nowotworów.
Laylla zadbaj proszę, żeby Twój Bilbo jadł lekkostrawne jedzonko. Wiem, że po sterydach wzrasta apetyt i ja jak głupia cieszyłam się, że moja kotka wcina. Ale to jej tylko zaszkodziło :cry:
Też robiłam zdjęcia, wyprowadzałam na balkon, na klatkę schodową, bo ona to uwielbiała i tuliłam, tuliłam, tuliłam.
Tak mi brakuję mojej Poluni :cry: , zwłaszcza jej kociego gadania i delikatności. Czuję się tak, jakby odszedł najbliższy człowiek i skończyła się jakaś epoka, po której nic nie będzie już takie samo.
Jak to wszystko przetrwać? Nie wiem... Ja chyba wyparłam z siebie ten ból, bo inaczej pewnie bym sfiksowała. Trochę pomógł los, bo dwa tyg. po śmierci mojej kici, rzucił mi zupełnie niespodziewanie w objęcia, małe, 6-cio tygodniowe, bezdomne kocię, w dodatku chore. I wszystkie siły kieruję teraz na jego wyleczenie. W dodatku jest też Mela, druga kotka, która w bardzo widoczny sposób przeżyła stratę koleżanki i jej też należało się pocieszenie.
Myślę o Was ciepło i trzymam kciuki, żebyście znaleźli najlepsze rozwiązanie dla kotka, cokolwiek to moze oznaczać.
Wiesz co mi jeszcze pomaga... Myśl, że moja kiciunia została w godny sposób pochowana, w pięknej, nowej skrzyneczce (zrobionej przez stolarza), na ulubionym posłanku i z ulubionymi zabawkami i odrobiną jedzenia. Jak zresztą wszystkie moje koty za TM.

Przepraszam, że pewnie nie potrafię Cię pocieszyć i napisałam tak dużo o sobie, choć to wątek Twojego Bilba. Po prostu to co przeżywasz przypomina mi własne odczucia i chyba musiałam dać im jakiś upust.
Ucałuj ode mnie swojego koteczka i powiedz mu, że zawsze ale to zawsze będziesz go kochać. Jestem pewna, że wróci, choć może go nie zobaczysz ale czasem się czuje, że kot przychodzi w innej postaci do swojego właściciela w odwiedziny. Ja to czuję a chyba jestem jeszcze przy zdrowych zmysłach.
Wierszyk, który mnie podnosił, kiedy umarła moja pierwsza 17 - to letnia kocia przyjaciółka.

A kiedy się pożegnać trzeba
I kotu czas isć do kociego nieba
To niedaleko kot wyrusza
Przecież przy Tobie jest kocie niebo
Z Tobą zostaje jego dusza

Misiowa

 
Posty: 168
Od: Wto maja 25, 2010 17:27

Post » Czw paź 06, 2011 20:01 Re: Mój kochany kot ma raka...

Misiowa ,Vega,dziękuje wam za historie o waszych kotach.
Powiem szczerze ,że wzruszyłam się bardzo...nie moge przestac beczeć. Ale to takie pozytywne wzruszenie ,bo jesteście ,kobiety ,wspaniałe ,że potraficie tak kochać!

Wątek jest nie tylko o Bilbuniu .
Jest o kotach ,które ,jak on sa lub były wyjątkowe więc ,prosze ,piszcie o waszych ulubieńcach.
Czy to pies ,czy kot ...czy mlody ,czy stary,każda z nas cierpi w ten sam sposób.

Misowa,zajmuj sie tym kociątkiem,które podarował Ci los.
Ono Ci sie odwdzięczy.Będziesz jego kochaną mamusią;).
Ja mam taki promyczek mały w postaci Watsona ,cztero- miesięcznego wariatuńcia,norwega.
Codziennie zadziwia mnie ten maluch .
Nie wpycha się nigdy pomiędzy mnie a Bilbo ,ani fizycznie ani emocjonalnie.Czeka zawsze grzecznie na swoją kolejke na głaskanie i czułości.
Kiedy Bilbus jest zbyt słaby by wskoczyć do mnie na biurko ,robi to ,jakby za niego ,Watson.
Nigdy nie ma o to sporów.
Watson ,jakby mówil"ok ,Bilbasty ,nie masz dziś siły ,Ja to zrobie za Ciebie,posiedze z Dużą".
Mieliśmy miec tego malucha tylko na przechowanie ale ostatecznie mój Facet(który jeszcze trzy lata temu kochał tylko psy) prawie Rejtana odstawił przed drzwiami ,jak chiałam go oddac w dobre ręce.
I tak dom tymczasowy ,stał sie jego domem na zawsze.
Z perspektywy czasu uważam ,że dobrze się stalo ,bo Bilbo dzięki Watsonowi ,zyskał pare dobrych miesięcy zycia . i oby zyskał jeszcze.Mały go jakby pobudzil do walki, so życia ,do zabaw .Choroba zwolniła w pewnym momencie.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Czw paź 06, 2011 21:24 Re: Mój kochany kot ma raka...

Droga Layllo, bardzo Ci współczuję. Wiem, co przeżywasz, bo 30 marca 2010 roku pożegnałam mojego kocurka. Odszedł na nowotwór będący skutkiem białaczki, o której nawet nie wiedzieliśmy. Od stycznia leczyliśmy go u naszej pani wet, która jednak nie miała, jak się później okazało, wiele pomysłów na właściwe postawienie diagnozy. Potem był pobyt w klinice, który też niewiele wniósł i wreszcie trafiliśmy do weta w naszym mieście wojewódzkim. Godzina badań i wszystko jasne, niestety- nadziei brak. Mimo wszystko, dzięki fantastycznemu lekarzowi i jego współpracownikom, jakoś przetrwaliśmy te okropne chwile. Jak długo było to możliwe, byliśmy razem. Leki, kroplówki, zastrzyki przeciw wymiotom- wszystko po to, by po traumie kliniki czuł, że go kochamy i nigdy nie zostawimy. Miałam podobne wątpliwości jak Ty. Skąd będę wiedziała, że to już ten moment? Pytałam weta, który nigdy nie odmówił mi konsultacji, nawet telefonicznej, a z chorym zwierzakiem byłam u niego tylko raz. Dziś raz do roku cała moja trójka jedzie ponad 50 km na szczepienia i "przegląd techniczny" właśnie do niego, bo to lekarz i człowiek godny zaufania. Wytłumaczył mi, na co zwrócić uwagę, by oszczędzić cierpień zwierzaczkowi. Mój kotek odszedł w domu. To ja musiałam podjąć decyzję, ale też, tak jak mu obiecałam, byłam z nim do końca. To chyba dało mi też siłę, by potem jakoś funkcjonować i pomóc przetrwać ten trudny czas przygarniętej koteczce, dla której zniknięcie Gilusia było prawdziwą tragedią- szukała go wszędzie i płakała za nim.
Ciesz się każdą chwilą. Mój kot, który wybrał nas na swych opiekunów (zawsze byłam psiarą) odmienił moje życie. Nauczył wszystkiego o kotach i sprawił, że stałam się chyba lepszym człowiekiem. Dziś 3 koty mam w domu, a 4 dokarmiam na działce, jeszcze niedawno myślałabym, że to niemożliwe. Pozdrawiam i ściskam.

slava

 
Posty: 225
Od: Sob sie 27, 2011 22:07

Post » Czw paź 06, 2011 21:37 Re: Mój kochany kot ma raka...

kilka lat temu musiałam pożegnać najkochańszego Pablusia-szczurka.
wieczorem się bawił,a drugiego dnia rano,nie obudził się,leżał w domku i nie chciał wstać.budziłam go jak mogłam.
jedyny taki companion,kumpel,towarzysz.
nie wróci,nie wypatruję go w innym futerku-był jedyny.
wymarzony albinos z czerwonymi oczkami,na karku miał kilka brązowych włosków...wyglądał jak deser z bitą śmietaną,wisienkami i przyprószony cynamonem...
ObrazekObrazekObrazek

Koszmaria

Avatar użytkownika
 
Posty: 6233
Od: Pon lut 04, 2008 1:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt paź 07, 2011 20:07 Re: Mój kochany kot ma raka...

Jak dziś czuje się Bilbo? Co u Was słychać?

Misiowa

 
Posty: 168
Od: Wto maja 25, 2010 17:27

Post » Pt paź 07, 2011 21:41 Re: Mój kochany kot ma raka...

Bilbus ma się dobrze.
Jadł tuńczyka i mokre żarełko z siemieniem lnianym.
Dostał troszkę Metakamu.

Rano było świetnie-goniły się nasze kociaste we trzy.
Rozwaliły wazon i suche jedzenie ;).
Jak dla mnie ,to on może szalec ,ile wlezie ,rozwalic mi dziesięc wazonów.
Byle tylko żyl i miał się dobrze.

W przyszłym tygodniu jedziemy do weta na kontrole.
Zobaczymy ,jak jego stan -tzn waga ,odruchy "nóżkowe" itp .
Mamy wspaniałego weterynarza .Takiego ,co to kocha zwierzęta i walczy do końca,podejmuje mądre decyzje.

Kurcze ,Dziewczyny ,mój Facet naprawdę zakochał się w kotach.
Myślałam ,że zgodzil się na pierwszego ,tylko ,żebym z nim zamieszkała.
Bilbus przyszedł drugi ,jako mój wymarzony i wyśniony maine coon.
Zreszta potrzebowalismy towarzysza dla Forresta.
Trzeciego wzięliśmy ,kiedy Bilbo mocno chorował-tak ,by Forrest mógł szaleć z małym i nie obciążac Bilbastego.
A dziś mój M.powiedział"Wiesz ,my już zawsze będziemy miec koty . Będziemy mieć zawsze maine coona"

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Sob paź 08, 2011 4:45 Re: Mój kochany kot ma raka...

Zawsze będę pamiętać koty wolne, które umarły. Nawet nie wiem, gdzie są ich ciałka, poza jednym którego pochowałam, bo znalazłam na podwórku. Nie mieszkały ze mną, ale dbałam o nie i nigdy ich nie zapomnę.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)


Post » Sob paź 08, 2011 18:28 Re: Mój kochany kot ma raka...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Sob paź 08, 2011 18:53 Re: Mój kochany kot ma raka...

laylla7 pisze:Obrazek


Wspaniały kot, cudowne, mądre oczy :1luvu:
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1128 gości