Witajcie Skarby Kochane

Dziękuję Wam, że jesteście
Porobiłam mnóstwo fotek, ale są jeszcze w aparacie. Gdyby tak doba miała przynajmniej 36 godzin... Chociaż i wtedy cierpiałabym na chroniczny niedobór czasu. Pod czaszką pałęta mi się fragment starego wierszydła:
Do swoich zadań
racz nowe dołączyć zadanie,
wtedy na wszystko czasu ci stanie.Nie wiem, czy to skuteczna recepta. Być może kiedyś rzeczywiście się sprawdzała, ale nijak nie pasuje do dzisiejszych czasów. Przynajmniej moim zdaniem.
Z dobrych wiadomości: Lili czuje się świetnie. Wybraliśmy mniejsze (naszym zdaniem) zło, czyli sterydy. Nasza fantastyczna wetka wykazała nam plusy i minusy kilku opcji leczenia. Sterydy rujnują wątrobę. Wprawdzie Lili dostaje leki osłonowe, ale one osłabią, lecz nie wyeliminują niebezpieczeństwa. Ważna jest jednak jakość życia, a ta znacznie się poprawiła. Przekonaliśmy się, że 4-letnia Lili ma nie tylko rozmiary, ale też mentalność 3-miesięcznego kociaka. Nieodmiennie nas to cieszy. Ona biega, skacze, chce się bawić. Staramy się cieszyć chwilą i nie myśleć o przyszłości. Nieszczęście wisi nad nami jak miecz Damoklesa. Spadnie na nas, to jest pewne. Ale...
jeszcze nie dzisiaj. Właściwie wszystko, co związane jest z Lili, opiera się na tych trzech słowach. Dzisiaj rano maleńka wskoczyła na komodę, zaczepiała mnie łapką i głośno miaukoliła, kiedy biegłam do łazienki. Wstrętna ze mnie zołza - zamiast zaraz po wstaniu z łóżka napełnić miseczki w stołóweczce, pobiegłam jak torpeda na dół. Na szczęście Lileńka już nie ma wilczego apetytu. Na szczęście, bo jadła 3 razy tyle, ile powinna. Z kolei nie można by było malutkiej odchudzać, bo musi mieć stały poziom glukozy we krwi. Czeka nas, i Lileńkę, straszny dzień. Trzeba będzie ją oddać na cały dzień do lecznicy, żeby zrobić jej krzywą cukrową i pobrać krew na zawartość insuliny. Krzywa cukrowa - to w praktyce systematyczne kłucie uszka i sprawdzanie glukometrem zawartości glukozy w kropelce krwi. Wciąż odsuwamy ten dzień, ale w końcu trzeba się będzie zdecydować. Biedne maleństwo...
Ze złych - wciąż nie wiadomo, dlaczego Gabi ma luźne stolce. Nie jest to biegunka, bo qupale są raz, ewentualnie dwa razy dziennie. Miałam pobrać kał na pasożyty. Kupiłam stosowny pojemniczek z łopatką i zaczęłam inwigilację. Śledziłam to futrzaste, ale pojawił się problem. Nawet jeżeli wieczorem (chodzę przecież do pracy) udało mi się przyłapać Gabisię na odpowiedniej czynności, to rezultaty tej czynności były tak płynne, że wchłaniały się w żwirek. Poza tą drobną, aczkolwiek denerwującą mnie usterką Gabisiowego organizmu, kotunia jest wesoła, rozrabia, nie ma temperatury. Niby zdrowa...
Filunio ma okres... złych humorów. Coś go stresuje, ale trudno wyczaić, co mu się nie podoba, bo właściwie nic się nie zmieniło. Jeżeli do końca tygodnia mu nie przejdzie, kupię Feliwaya i wrzucę do kontaktu. Na razie go dopieszczamy, nosimy na rękach i tłumaczymy, że jest cudownym kotusiem.