jasdor pisze:Jasdor.... opowiedz prosze cos wiecej o Twojej chorej kici - co jej dolega?
Kazdy z nas nosi COS w sobie, o CZYM nie mysli na codzien ale CO ma w srodku i CO by chcial powiedziec swojemu Kotu w takiej chwili...
No widzisz, przeczytałam co napisałaś i znowu sie popłakałam.
Moja Kosia po KK ma chorą rogówkę. Od maja nie moge wyleczyć. 3 tygodnie temu sterylka. Doszła do siebie bardzo ładnie, a teraz sie pogorszyło i wet nie wie, co jej jest. Jak na nią patrzę to aż mi się coś robi w środku
Na RTG coś na płucach wyszło, ale wet nie wie co to jest, rogówkę leczę surowicą odwirowaną z kociowej krwi (pobranie krwi kotu = totalny stres dla weta, kota i właściciela), psychicznie jest już wykończona, a do tego mały kotek, znaleziony pod autem - i zabrany oczywiście.
Zapraszam na wątki:
forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=100315
forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=104414
forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=103070
Jak wrócę do domu, przeczytam mojej koci POEZJĘ, chcę zdążyć !!!
No to teraz mnie lzy podeszly pod gardlo... Ale wiesz co, tak sobie mysle ze chore koty sa - podobnie jak chorzy ludzie - darem dla swoich Duzych. Dopiero przy nich czlowiek nabiera tak bardzo potrzebnego dystansu, zwieksza poziom wrazliwosci, empatii... I potrafia zaskakiwac wola zycia i sila do walki.
Prawda jest taka, ze jesli Ktos ma dla Kogo zyc (bez wzgledu czy czterolapny dla dwunoznego czy odwrotnie) to bedzie walczyc i czekac i ublaga smierc i nawroty choroby - i to jest niesamowite.
Przyklad, bardzo aktualny bo sprzed kilku dni: do naszej fundacji przywieziono dwie kotki, zabrane od 69 letniej ciezko chorej kobiety, ktora miala zostac wywieziona do hospicjum. Opiekunka tej pani poinformowala nas ze kobieta bardzo przezywa fakt ze jej ukochane kotki zostana oddane do schroniska albo stanie im sie krzywda... Kotki (cudowne i miziaste) trafily do lokalu fundacyjnego - zabrane zostaly od pani w sobote.
W niedziele pani zmarla... Klepsydra wisi na bloku w ktorym mieszkala. Byla sama, ale troska o dwa koty i milosc do nich trzymala ja jeszcze przy zyciu - ile jest jeszcze takich osob, o ktorych nie wiemy?
Mysle ze ten czas przedswiateczny, Adwentu, to dobry czas zeby sie zatrzymac w miejscu i zamknac oczy. Siegnac w glab siebie, na spokojnie, odetchnac gleboko i zapytac siebie - czy jestem takim czlowiekiem, jakim chce byc? Co moge zmienic na lepsze? Czy dostrzegam potrzebujacych ludzi i zwierzeta? Czy chce ich dostrzec?
Jesli nie - dlaczego tak jest? Moze sa we mnie jakies zranienia, jakies blizny do usuniecia, jakies niewypowiedziane stare emocje ktore czekaja na wypuszczenie zebym mogl dalej isc w swiat bez obciazen i trudnosci?
Wierzacy oczekuja na Chrystusa. Niewierzacy - swieta traktuja jak okazje do spotkan z bliskimi, do dzielenia sie dobrem. Nie ma znaczenia kolor skory ani szerokosc geograficzna. Wazne jest to, ze budzi sie w nas w tym czasie olbrzymia tesknota za dobrem, potrzeba dzielenia sie nim, potrzeba proszenia o pomoc, o obecnosc drugiego czlowieka, o milosc, empatie, jakies zyczliwe zwrocenie sie w nasza strone... Naprawde tak niewiele czasami wystarczy zeby rozjasnic komus swiat. Jedno dobre slowo, ale takie prawdziwe z serca. Jeden szczery usmiech, jeden maly gest...
Ech tak sie rozpisalam ale tak mysle patrzac na koty, i mysle tez o ludziach ktorych znam i dzieki ktorym wiele zawdzieczam. Dobro powraca i bede to powtarzac z uporem maniaka, a jesli ktos oprocz ludzi umie dostrzec potrzeby cierpiacych zwierzat (zaleznych od ludzi) to tym bardziej to dobro do niego wroci
Byc moze na kolejnych czterech lapach, ale to juz zupelnie inna historia
