Zostałam poproszona przez Marię do pomocy w serwisowaniu jej kociastych..
(stałych i tymczasowych)..
Były dwa punkty programu:
1. Obcięcie Balbisiowych pazurów..
2. Trzymanie Sońki podczas kąpieli..
Punkt pierwszy załatwiłyśmy w trakcie picia herbaty metodą na cztery ręce.. Ja trzymałam Balbiśkę na wszelki wypadek a Maria obcinała pazurki.. Trzymanie okazało się rzeczywiście wyłącznie na wszelki wypadek, bo Maria załatwiła sprawę w takim tempie, że Balbiśka zaczęła trochę marudzić, jak już było po sprawie..
Potem wziełam "strrrrasznie agrrresywną"

kotę na ręce, wymiziałam, przytuliłam i wycałowałam.. Nawet nie próbowała się wyrywać.. Po chwili tylko cichym gulgotem dała mi do zrozumienia, że już wystarczy tych pieszczot.. Postawiłam kotę na podłodze i kota poszła sobie spokojnie do sypialni..
Dopiłyśmy herbatkę i zabrałyśmy się za pranie Sońki..
Zamknęłyśmy się w łazience, kocia dziura w drzwiach została prowizorycznie zatkana i zaczęłyśmy pranie.. Sońka krótko wytrzymała w całkowitej ciszy.. Bardzo szybko zaczęły się rozlegać potężne jęki maltretowanego futra..

No i prowizoryczna zapora w kociej dziurze została pokonana przez zaniepokojoną Balbiśkę.. Wlazła do łazienki, potem na kibelek i wreszcie, wobec braku bezpośredniego dojścia do wanny, usiłowała wdrapać się Marii na plecy.. Prawdopodobnie w obronie siostry w niedoli..

Ale zobaczyła, że nic strasznego się nie dzieje.. Poasystowała nam spokojnie do końca prania a potem na wszelki wypadek zwiała, żeby i jej nie spotkał podobny los..
I chciałam tu uroczyście oświadczyć, że z Balbiśki taka agresywna kotka jak z mojego Miśka sfinks..
Po prostu cudna, miziasta, kota z charakterem.. Nic tylko brać i kochać..
I się nie bać, bo nie ma czego..
