Z pamiętniczka karmicielki

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto sie 28, 2007 21:18

Doczytuje 8)
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Wto sie 28, 2007 22:16

dakota pisze:
carmella pisze:z tego co sie dowiedziałam to ...
są kolejne desanty :(

niedobrze, mogą nie być takie pocieszne jak Zając :roll:


Dakoto - Tyś jasnowidz! 8O

Variu, gdybym zasiadała w jury konkursu "Minimum słów, maksimum treści", Twój ostatni post wygrałby bezapelacyjnie :D

Idę teraz na obchód, jak wrócę mam zamiar napisać relację z całego tygodnia :twisted:

----

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Wto sie 28, 2007 22:18

czekam niecierpliwie
żeby też było troszkę o nieposłusznym zającu, jednak, jeśli można prosić;)
Obrazek

magicmada

Avatar użytkownika
 
Posty: 14568
Od: Śro paź 05, 2005 19:10
Lokalizacja: moose county

Post » Wto sie 28, 2007 22:25

jola.goc pisze:Variu, gdybym zasiadała w jury konkursu "Minimum słów, maksimum treści", Twój ostatni post wygrałby bezapelacyjnie :D

Tylko ostatni? ;)

jola.goc pisze:Idę teraz na obchód, jak wrócę mam zamiar napisać relację z całego tygodnia :twisted:
----

Czekam na realizację. 8)

varia

 
Posty: 13824
Od: Sob sty 31, 2004 22:28

Post » Śro sie 29, 2007 7:41

varia pisze:
jola.goc pisze:Idę teraz na obchód, jak wrócę mam zamiar napisać relację z całego tygodnia :twisted:
----

Czekam na realizację. 8)

Ekh! :roll:

varia

 
Posty: 13824
Od: Sob sty 31, 2004 22:28

Post » Czw sie 30, 2007 20:40

Amiś, Antoś, Bambosz, Pepsi i Cola

Sydney

 
Posty: 14742
Od: Pt mar 19, 2004 10:28
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pt sie 31, 2007 6:35

any news?
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pt sie 31, 2007 7:45

/Noc 23-24. 08.'07/

W Zdroju obowiązuje zaciemnienie. Żadna latarnia przy prowadzących doń dróżkach nie świeci, i to już od tygodnia. W parku nocą grasują często bandy rozwydrzonych, pijanych wyrostków, czujących się panami świata. Chcę wyjść wcześniej na obchód, ale przygotowanie wszystkiego zajmuje mi więcej czasu niż zwykle. Gdy zaś jestem gotowa, zrywa się wiatr, a niebo na horyzoncie migocze błyskawicami. Boję się, że burza złapie mnie gdzieś po drodze, tak jak ostatnio ulewa. Postanawiam zaczekać, aż przyjdzie, wygrzmi się i odejdzie.

Burza jednak nie nadciąga – wiatr cichnie, choć milczące błyski cały czas przeszywają niebo. Gdzieś w okolicach Krakowa muszą słyszeć także dźwięk. Jeśli dorównuje on wizji.... :strach:

Jest już po pierwszej, gdy decyduję się wyjść. Raz kozie śmierć. Koty czekają, jedzenia też szkoda, surowe mięso jutro będzie niejadalne.

Na odcinku do katakumb pobijam rekordy prędkości w jeździe na rowerze i obsłudze kotów. Równie szybko stamtąd wyjeżdżam i wpadam na plac w centrum Zdroju. Tu witają mnie czynne latarnie, wreszcie! W ich mglistożółtym świetle mijam nagle nieruchomy ciemny kształt leżący na kostce placu. I już wiem.

Hamując, czuję, jakby ktoś gwałtownie zatrzymał obracającą się na przyspieszonych obrotach taśmę filmową.
I po chwili puścił ją znowu, ale teraz już do końca w zwolnionym tempie.

Czarny, śliczny. Miał najwyżej trzy miesiące. Kopniak, którym go zdzielono, musiał być silny, bo wypłynęło mu oczko. Smuga krwawych plam ciągnie się niedaleko od ciała. Więc przeszedł parę kroków i upadł. I tak został.

Biegł za tym, który go porzucił? Czy może chował się w pobliżu już dłużej, aż odważył się wyjść w poszukiwaniu jedzenia, ciepła, przytulenia?
Ucieszył się, miał nadzieję, ufnie podbiegł....

Nie cierpiał, powtarzam sobie klęcząc nad tym małym ciałkiem, nie cierpiał, umarł od razu.

Spóźniłam się. To się stało jakieś dwie godziny temu. Musiało być tu wtedy wielu ludzi. Jedni wychodzili, innni siedzieli jeszcze na werandzie restauracji, rozbawieni po dancingu.

Teraz z tej werandy dobiega tylko nieprzytomny bełkot dwóch męskich głosów. Niebo w oddali przecinają nieme błyskawice, wtóruje im moja niemoc i mój niemy krzyk.


/Noc 24-25. 08 '07/

Znów ścisk serca – przy kanale, na szczęście tylko na chwilę. Czekałam na nią dwa tygodnie i bałam się jej.

Dwa tygodnie temu złodzieje ukradli metalową, odchylaną klapę przy murze za wejściem do kanału. Przez cały ten czas ziała tam wielka dziura. Wiedziałam, że muszą ją zatkać, tylko jak to zrobią? Zasypią, jak parę lat temu? Albo przesuną betonową płytę tuż za szparą-wejściem i dołożą drugą, która przykryje też wejście?

W pierwszej chwili dostrzegam tylko dwie betonowe płyty – jedna zasłoniła dziurę pod murem, a drugą położono przy wejściu na górę, przykrywając je. Dopiero oglądając to dzieło w świetle latarki widzę, że płyta przy wejściu jest za krótka i dzięki temu po bokach zostały dwie dziury. Wystarczające, by weszły przez nie koty. Uff.

Intencje wykonawców, a co gorsza, pewnie i mocodawcy – w Zdroju jest nowa dyrekcja – są jednak jasne. Zagrodzić wejście kotom :cry:

Pewnie myślą, że to koty ukradły klapę.

---
Ostatnio edytowano Pt wrz 07, 2007 21:51 przez jola.goc, łącznie edytowano 2 razy

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pt sie 31, 2007 7:57

/Dzień i noc 25. 08 '07/

Cały czas odczuwam jakiś niepokój związany z kanałem, w końcu wsiadam na rower i jadę tam. Przy okazji obejrzę kanał w świetle dnia.

Po drodze, jeszcze na zapleczu uzdrowiska, widzę cętkowanego kocurka. To nasze trzecie spotkanie. Zawsze w dzień, zawsze w tej okolicy.
Jest śliczny, młody i bardzo szczupły. Za bardzo. Przy pierwszym spotkaniu wzięłam go za dziczka, umykał przede mną. Przy drugim niespodziewanie dał się nakarmić, potem dotknąć, potem wziąć na ręce i cały wygłaskać. Dawno nie zapuszczałam się tu za dnia, więc widzę go po dłuższej przerwie. A on biegnie do mnie jak do starej znajomej. Karmię go, głaszczę i ze smutkiem zostawiam. On też patrzy za mną smutno.

Zamiast jechać prosto do kanału, skręcam w prawo, w stronę zdrojowej stołówki. Też całe wieki mnie tu nie było, choć kiedyś, na samym początku, był to punkt karmienia. Ale nie był bezpieczny dla kotów, zbyt rzucały się wszystkim w oczy. Ostatni, jaki tam koczował, został wywieziony do schroniska. Nie udało mi się go stamtąd wydostać.

I znów serce mi staje. Czarna szmatka na tarasie z daleka ma kształt kota. Z bliska tym bardziej. Młody kocurek, a jakże. Czarny. Chudy tak, jakby ktoś mu sprasował boki. Niemrawy i słaby. W oczach widać gorączkę i ma coś z krtanią. Mruczy, gdy go głaszczę.

Próbuję zwabić go pod kanał, pokazać mu inną stołówkę i miejsce do spania. Idzie za mną przez park, trzy kroki do przodu, dwa do tyłu... ale dochodzimy. Gdy już się najadł, chcę go poznać z rezydentami, zobaczyć, jak zareagują. Boję się konfrontacji z Zorrem, który jakiś czas temu nie wiedzieć czemu przeniósł się tu z katakumb.

Zwołuję więc kanałowe – ślę w powietrze nasz umówiony sygnał. Zorro przybiega natychmiast i staje jak wryty na widok gościa. Chciałabym czuwać na ich poznaniem, ale coś jest nie tak. Mam omamy słuchowe? Jeszcze raz ślę sygnał – żadne kici-kici – i znów to samo...

Przestaję widzieć Nowego, Zorra i następne przybiegające koty. Bo znów już wiem, choć jeszcze się łudzę. Raz po raz przykładam palce do ust, ślę sygnał i za każdym razem z końca parku odpowiada mi ten wibrujący, nie do pomylenia z innym głos – małego, wzywającego pomocy kotka. Bezwładnie kieruję się w tamtą stronę, idę jak na ścięcie, powtarzając sobie, że jest to głos, i tylko głos, i nic nie ma oprócz głosu...

Niestety, na miejscu oprócz głosu jest i cała reszta – czarno-biały kociak, najwyżej 3-miesięczny. Głodny, ale nie śmie się zbliżyć do miseczki. Dopiero gdy przybiega Zorro, który najwidoczniej “pożegnał” już Nowego :twisted: , i zaczyna mu wyżerać z miseczki, rzuca się na jedzenie jak oszalały. Łapię go wtedy, oglądam płeć – kocurek – i puszczam, gdy przestraszony zaczyna się wyrywać. Bo co z nim począć? Berni? Nie, nie mogę jej tego zrobić.

Pod drzewem dostrzegam tekturowe pudełko, brudny pojemnik po margarynie, i drugi, z resztką zaschniętej owsianki...
To tu je zostawił. Troskliwy – zadbał, by kotki nie były głodne. Plac ze śladami krwi tego drugiego jest 50 m dalej. Dzwonię do Berni. Weźmie, mam łapać.

Ale kotek już się najadł... Zorro dalej mi pomaga, tylko że bez większego przekonania. Pomagają też, a właściwie przeszkadzają, dwie gimnazjalistki, pacjentki szpitala, które nieopatrznie zagadnęłam, czy nie chcą kotka. Kotka chcą, ale nie mogą, za to bardzo chcą i mogą pomóc łapać. Jedna z nich ujmuje mnie, gdy patrząc na Zorro mówi: “Matkę trzeba by wykastrować, bo znów jest w ciąży” :? Zorro na takie dictum rozwala się zadowolony na ścieżce i prezentuje w całej okazałości wylewający się na asfalt ciężarny brzuch.

Ściemniło się, komary tną niemiłosiernie. Raz po raz uprzejmie acz bezskutecznie dziękuję dziewczynom za pomoc i pragnę je pożegnać. Dopiero gdy odjeżdżam, one też odchodzą.

Wracam za parę godzin, już w nocy. Na próżno. Cwany maluch podjada w przerwach, gdy rozprostowuję nogi, szczęśliwy poluje na ogon równie szczęśliwej matki-Zorra, wspina się parę centymetrów na drzewo, zaczepia Majkę, którą przywiała tu ciekawość.

Z pewnego oddalenia cały czas, przedtem i teraz, przygląda się nam mądra Burunia. Tkwi jak posążek przy parkowej ławce – i patrzy, tylko patrzy.
Na restauracyjnej werandzie solista, modulując głos na wzór Madonny, ryczy do mikrofonu: “Daj mi tę noooooc! Tę jeeeedną noc!!!”
- Uaaaa!!! - przytupując ryczy w odpowiedzi roztańczony parkiet.

---
Ostatnio edytowano Śro wrz 05, 2007 3:09 przez jola.goc, łącznie edytowano 2 razy

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pt sie 31, 2007 8:22

Biedne dzieciaki..... :crying: :placz:

ewa74

 
Posty: 3570
Od: Pt paź 06, 2006 10:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt sie 31, 2007 9:00

ehhh, koszmar.... nawet nie ma co napisac sensownego :(
Amiś, Antoś, Bambosz, Pepsi i Cola

Sydney

 
Posty: 14742
Od: Pt mar 19, 2004 10:28
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pt sie 31, 2007 19:28

jolu :(
kiedy czytam takie posty, czasem bardzo żałuję, że weszłam kiedyś na miau, żałuję, że wiem
bo kiedyś niby też wiedziałam, ale inaczej, to był świat, który mnie nie dotyczył
teraz czytanie boli
i nie ma już powrotu do dawnej niewinności, do magicznego myślenia, że straszna śmierć kociaka to przypadek straszny, lecz sporadyczny, że w schroniskach koty są, a nie umierają, że...

jolu, trzymaj się
Obrazek

dakota

 
Posty: 8376
Od: Wto lis 16, 2004 15:06
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Sob wrz 01, 2007 23:13

Obrazek :D :D

Wibrysek którego głosik usłyszala Jola, zanim spotkał go los tamtego kociaczka [']

Ma niecałe 3 miesiące, jest starszną przylepką i slodkim kociakiem. Przytula sie, strzela baranki, wywraca brzusio do głaskania...a w brzusiu starsnzie duzo robali mieszkało :( Wibrysio w pewnym momencie przypominał nadmuchany balonik...puszczał śmierdzące bączki... jesteśmy w fazie odrobaczania co prawdpodopobnie jest przyczyną luźniejszych kup z kropelkami krwi...

przyrzadzam mikstury z siemiania, karmię kurczaczkiem i liczę że z dnia na dzień będzie lepiej.
Dla moich adoptusiów za TM [']

Gór mi mało i trzeba mi więcej....

berni

 
Posty: 10320
Od: Pon sty 10, 2005 15:12
Lokalizacja: Katowice, Bielsko, LAS :)

Post » Nie wrz 02, 2007 2:23

berni pisze:Wibrysek którego głosik usłyszala Jola, zanim spotkał go los tamtego kociaczka [']

Tak, Wibryska udało się uratować.
Złapałam go bez problemu następnego dnia rano, już bez żadnych pomocników :wink:

A niezawodna berni przyjechała jeszcze tego samego dnia i go zabrała!

Przy okazji przywiozła ze sobą skarb nieoceniony: MĘŻCZYZNĘ! 8O
Prawdziwego chłopa, a właściwie chłopaka, ale rosłego jak dąb, silnego i niekastrowanego! :P (chyba)
Nie mogłam przegapić takiej okazji...

Zaproponowałam przechadzkę po Zdroju 8) , a gdy doszliśmy pod kanał – dosunięcie betonowych płyt tak, by zlikwidować duże szczeliny między nimi. Co mężczyzna posłusznie uczynił, a my mu nawet pomogłyśmy :)

Obecnie kanał prezentuje się tak:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/bf3e4d3184514e49.html

Po drodze spotkaliśmy Centusia – chudego cętkowanego kocurka "dziennego", o którym pisałam:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/60f496524c3cea6e.html

Odwiedziliśmy też biednego kocurka przy stołówce:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/3333772d8799160e.html
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/78d2a2ebf4f6f98a.html

Berni, dziękuję Ci ogromnie! Cieszę się, że maluch jest już bezpieczny, wzruszyłam się, oglądając go na zdjęciu :love:

---
Ostatnio edytowano Śro lip 09, 2008 21:14 przez jola.goc, łącznie edytowano 1 raz

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Nie wrz 02, 2007 19:09

Jolu ja się bardzo cieszę że udało się Wibrysia złapać...kiedy mi powiedziałaś o tamtym kociaku przeryczałam pół nocy....pomyslałam że to mógłby byc mój Bursztynek, mój najwspanialszy koci pieszczoch, kot dzięki któremu moje rodzina zakochała się w czarnych kotach....gdyby nie spotkał Ciebie tylko takich ^$&%#%^...

eh nawet nie chcę o tym myśleć


a Wibrysio to słodziak nad słodziakami, mruczek jakich mało, ciasteczko do schrupania, 100% słodkości...palce lizac 8)

Obrazek

Niestety Wibrysio ma nadal brzuszowe problemy...nie wiem czy to nadal robale czy jaki czort :roll: Ma apetyt, ma humorek(co chwilka go budze i macham mu myszką przed nosem)...ale dzisiaj znowu była rzadka smierdząca kupka....tzn. rzadka jest tylko końcówka kupy z kroplelkami krwi....i znowu brzusio jest duzy jak balon :( Wibrysio puszcza bączki a w jelitkach słychać jak się mu przelewa...


Dostaje przed każdym posiłkiem po 4ml galaretki z siemienia i tylko gotowanego kurczaka i conv w kawałkach....


Masujemy też brzusio co w przypadku Wibrysia nie jest trudne, on to bardzo lubi, wykłada sie na plecki, zwija tylne łapki i mruczy mruczy mruczy...
Dla moich adoptusiów za TM [']

Gór mi mało i trzeba mi więcej....

berni

 
Posty: 10320
Od: Pon sty 10, 2005 15:12
Lokalizacja: Katowice, Bielsko, LAS :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Gosiagosia i 56 gości