U nas nie za dobrze
Oczywiście łapa Toffika cudem ozdrowiała w gabinecie wet

Dr Marcin wywijał łapą w lewo i w prawo, Toffik się wściekał, żadnych konstruktywnych wniosków nie wyciągnięto

Później podaliśmy Toffikowi sedalin w celu pobrania krwi, moczu i szczepienia. Niestety okazało się, że Toffik ma krew w moczu, białko i leukocyty w moczu na +++

Toffik do tej pory sedalin znosił rewelacyjnie, tym razem był nietomny do 4 nad ranem, co parę minut przebudzał się i zawodził. Mama rano była nieprzytomna

A że był to piątek wieczorem, w poniedziałek musieliśmy przyjechać jeszcze raz by pobrać świeży mocz do badań (osady, pasożyty, bakterie) i podać antybiotyk. I musieliśmy to już zrobić na świadomym Toffiku, sedalin odpada po ostatnich rewolucjach

O dziwo, Toffik zachował się dość przyzwoicie, trochę się namęczyliśmy ale mocz udało się wycisnąć i zastrzyk zniósł dzielnie! Na moich rękach i tylko z jednym "hyhnięciem". 19 stycznia ponowne badanie moczu i druga Convenia. Krew wyszła bardzo dobrze, z moczu już wiemy, że nie ma osadów i pasożytów, czekamy tylko na posiew.
Niestety nazbierał się kamień i musimy podejść do czyszczenia zębów
Matylda też dostarcza nam sporych emocji

Po krótkim okresie spokoju na tapecie mamy: pchłę

nadmierne wylizywanie się, iskanie i drapanie, dziwne zachowanie ogólne
Jakiś totalnym cudem przynieśliśmy do domu pchłę

Złapałam ją na Tyldzinej łapie w niedzielę. W poniedziałek zapodałam Advocate, dziś anipracit. Ale na boczkach Tylda ma takie jakby "krostki" malutka wypustka na skórze lekko zaróżowiona, czy to pchle ugryzienia?? I czy dwa dni po odpchleniu jeszcze coś może się utrzymywać? Do tego Tylda chodzi po domu i ciągle mi popłakuje "auuu, auuu"

Nie wiem co może jej być, ma wszystkie badania zrobione, wszystko jest ok. A wczoraj to już wycięła numer stulecia - wchodzę do domu i od drzwi słyszę "płacz" Tyldy. Przybiegła do mnie, czego NIGDY nie robi, i na ręce, no to ok, wzięłam kotę na ręce i usiadłam w fotelu. Siedziałam z nią godzinę! To się wcześniej też nie zdarzyło

Nie mogłam wstać ani zdjąć jej z rąk bo krzyczała. Zadzwoniłam do Grześka zapytać jak się zachowywała jak on wrócił wcześniej do domu, powiedział, że dokładnie tak samo. I nie wiem co jest

Czy coś ją boli? czy coś się stało w domu, jak nas nie było? Czy to zima? Czy pchła albo jakieś robale??
Nie wiem ale martwię się potwornie

Do weta nie mam nawet co iść, bo jako-tako nic jej nie dolega
Macie jakiś pomysł????