rusteene spoko luz nie mam zamiaru się obrażać,że komuś jest wesoło

Wiem jak to brzmi dla kogoś kto czyta, bo opis jest owszem, z jednej strony zabawny a z drugiej no cóż, przerażający...A to wszystko przez to,że jak ostatnia głupia chciałam przed zimą doprowadzić przedpokój do ludzkiego wyglądu...Bądź co bądź ostatnie malowanie miało miejsce czy ja wiem? Jakieś 8 lat temu... A to wszystko tylko dlatego, że chciałam mieć koty. No i mam

Urozmaicają one moje nudne życie wieloczynnościowej kury domowej. Ponadto niniejszym pragnę zauważyć,że tak czy inaczej będę niejako siłą rozpędu malować swój pokój, który jest nieco większy...I jest w nim więcej miejsca na ewentualną destrukcję... No i przy okazji mam 100% pewności,że moje kochane koteczki urozmaicą mi malowanie w miarę swoich skromnych możliwości. A co do farby, w użyciu był szampon przeciwpchelny, czysta woda, ręczniki papierowe oraz w ostatecznym akcie rozpaczy mój osobisty grzebień. Udało mi się doprowadzić do sytuacji w której Masza ma tylko gdzieniegdzie małe plamki, reszta dała się częsciowo umyć częściowo wyczesać zawsze to coś. Mąż powiedział,że jeśli użyję jego osobistego trymera to się ze mną rozwiedzie po arabsku, znaczy udusi albo cokolwiek. Nie rozumiem dlaczego i o co mu chodzi, ostatecznie od jakiegoś czasu nie zwracam przesadnej uwagi na to czym o poranku rozczesuję włosy, czasem jest to moja szczotka, czasem zgrzebełko do wyczesywania psów. Im nie przeszkadza, mnie też nie, z resztą, zgrzebłem łatwiej rozczesać kołtuny

które miewam co rano bo włosy mam dość długie i oba koty pasjami uwielbiają w nich sobie wić gniazdka... On jest ogólnie jakiś dziwny, ten mój mąż, jego gadanie przypomina mi sytuację kiedy razem z moim poprzednim psem chciałam zażyć ochładzającej kąpieli w pobliskim jeziorku krasowym. Wsiedliśmy do samochodu, pojechaliśmy na miejsce oczywiście palma nieziemska ludzi multum, ale co to przeszkadzało mojemu psu, kompletnie nic. Wystrzelił z samochodu przez na wpół otwartą szybę, wpadł w największy tłum w wodzie, zanurkował ze dwa razy, popił wody i usiadł cały zadowolony że w końcu mu chłodno. A jakiejś pani to się nie spodobało więc oczywiście huzia na Józia, zaczęła się drzeć, że kto to widział z TAKIM KUNDLEM ( wypraszam sobie, Skool był w pełni rasowym owczarkiem (po) niemieckim ) MIĘDZY LUDZI ( dziwne, ja tam widziałam tylko buractwo szczególnie widoczne w wykonaniu jakiegoś młodzieńca który nie przejmując się publicznością wyciągnął z kąpielówek juwenalia i bezczelnie lał do wody z wysokiego brzegu )PRZECIEŻ TU SIĘ DZIECI KĄPIĄ!!!!!!! Aha, dzieci, no dobrze, ja też w owym czasie miałam dziecko wiem jak wyglądają dzieci nie wiem o co tej pani chodzi. Ale się dowiedziałam, Podobno pies razem z ludźmi w jednej wodzie to niehigieniczne jest. Wnerwiłam się i zacytowałam moją ulubioną autorkę, znaczy Joannę Chmielewską, w którejś z jej książek był tekst odpowiedni na taką właśnie okazję. Stwierdziłam,że ja też mam w domu dziecko, a pies od małego się wychowuje razem z ludźmi i proszę się nie martwić,, jest przyzwyczajony i nic mu nie będzie dziękuję za troskę. Pani się zbulwersowała wielce i powiedziała, że co będzie jak ktoś złapie pchły?! Poczułam się zaiste podbudowana tą ogólnoludzką troską o mojego pieseczka.... Zagwizdałam pies wyszedł z wody, otrzepał się a ja stwierdziłam w stronę małżonka "Chodźmy kochanie nie będziemy się tu kąpać, ta pani ma pchły nie chciałabym,żeby Skool to złapał." Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę zachodzącego słońca. Tak wiem, jestem świnia.... Ale osobiście wychodzę z założenia,że prędzej zwierzak coś od człowieka złapie niż człowiek od zwierzaka.....